Po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów prezydenckich w obozie Tuska i koalicjantów wszyscy są już mądrzy i wiedzą, kto ponosi odpowiedzialność za przegraną. Nie jest to wiedza spójna, ani tym bardziej naukowa. Natomiast każdy ma swoją, czyli jedynie prawdziwą.
Wiedza, że Rafał Trzaskowski był złym kandydatem spłynęła na wielu – jak to zazwyczaj bywa – dopiero po fakcie, czyli kiedy okazało się, że prezydentem został Karol Nawrocki i to wcale nie na żyletki, bo różnicą 370 tys. głosów. Była to powtórka z przegranej z Dudą w 2020 r. Wtedy, podobnie jak i w 2015 r., po nieoczekiwanej klęsce prezydenta Komorowskiego, który jeszcze w styczniu miał murowaną reelekcję, nie dokonano analizy rzeczywistych przyczyn porażki kandydata PO i dlatego popełniono w zasadzie te same błędy. Czy byłoby lepiej, gdyby w wyborach wystartował Radosław Sikorski? Każda odpowiedź jest teorią gdybania. Partia Tuska wyłoniła kandydata w wewnętrznych prawyborach, czyli postawiła na kandydata, który jest bardziej lubiany w jej strukturach, choć wiadomo, że nie odzwierciedla to w żadnej mierze preferencji społecznych. Niemniej nie jest wcale oczywistością, że Trzaskowski nie mógł wygrać. Faktycznie jego polityczny wizerunek dobrze pasuje do prezydenta Warszawy, w której dominują wyborcy liberalnego centrum i lewicy. Nie oznacza to jednak automatycznie, że jest niewybieralny na prezydenta RP – jak twierdzi m.in. posłanka Polski 2050 Joanna Mucha (kiedyś ministra sportu w drugim rządzie Tuska, 2011-2013).
Trzaskowski mógł pokonać zwłaszcza tak słabego konkurenta jak Nawrocki, bo głosowanie było w większym stopniu partyjne (PO czy PiS) niż personalne. A jeśli już personalne, to wyborcy decydowali, czy wolą rozczarowujące rządy Tuska czy nieco już zapomniane Kaczyńskiego. Fakt, że ani koalicja 15 października, ani rząd nie kiwnęły palcem, żeby Trzaskowskiemu pomoc. W końcu, co szkodziło uchwalić jakąś oczekiwaną przez społeczeństwo ustawę i dać do podpisania prezydentowi Dudzie. Gdyby zawetował, złość skrupiłaby się na PiS, czyli na Nawrockim. Gdyby podpisał, zapunktowałby rząd, a wraz z nim Trzaskowski... Cały felieton profesor Joanny Senyszyn na łamach tygodnika.