Już w poniedziałek 9 czerwca przewidywano, że premier Tusk uzyska w Sejmie RP wotum zaufania dla siebie i swojego rządu. Wtedy też ogłosi „nowe otwarcie”.Zaprezentuje zdynamizowany, odświeżony program działania. Obieca, że od teraz będzie już tylko lepiej.
Intensyfikację pracy wcześniej obiecała Koalicja Październikowa. Chce zerwać też z praktyką swej abstynencji ustawodawczej. Do tej pory jej parlamentarzyści nie uchwalili wielu obiecanych, oczekiwanych przez wyborców ustaw. Zwłaszcza tych, budzących spory wśród koalicjantów. Swoje legislacyjne nieróbstwo tłumaczyli pragmatyką i higieną ich pracy. Szkoda im było tracić czas na żmudne procedury ustawodawcze, skoro uchwalone przez nich ustawy z góry skazane były na weto prezydenta Dudy. Skuteczne, bo rządząca koalicja nie ma 267 głosów niezbędnych do jego odrzucenia. Aby nie dawać prezydentowi Dudzie powodów do wetowania i radości ze swojej efektywności, parlamentarzyści postanowili cierpliwie poczekać na nowego, sprzyjającego im prezydenta. A z nim już wszystko gładko uchwalać. Niestety, większość wyborców Koalicji Październikowej nie zna zasad pragmatyki i taktyki parlamentarnej. Nie rozumie jej. Ustawodawczą abstynencję uznali za przejaw nieskuteczności koalicjantów; zwykłe lenistwo.
Od 2 czerwca 2025 r. koalicjanci wiedzą już, że „swojego” prezydenta mieć nie będą.Przez kolejnych pięć lat. Nie mają też pewności, że taki pojawi się po 2030 r. Dlatego koalicja musi uchwalać obiecane ustawy. Wiedząc, że będą skazane na prezydenckie odrzucenie. Ciekawe czy mają szuflady wypełnione takimi, gotowymi projektami?
Szukają Brutuska
Premier Tusk nie jest pierwszym w historii III Rzeczpospolitej, który postanowił ożywić swój rząd uzyskanym przez Sejm wotum zaufania. O podobne wystąpili premier Leszek Miller w 2003 r. i premier Marek Belka w roku 2004. Choć obaj wotum zaufania uzyskali, to ich późniejsze rządy nie przetrwały roku. Bo samo wotum nie gwarantuje utrzymania poparcia wyborców. Ani jedności parlamentarnej większości.
Rozgadany ostatnio marszałek Hołownia zauważył, iż dobrze „słyszy pohukiwania”aroganckich koalicjantów z KO. Przypominające mu, że jego partia ma teraz tylko 5 procent wyborczego poparcia, podczas gdy KO nadal około 30 procent. I powinien znać miejsce w szeregu. „Spróbujcie rządzić bez tych 5 procent. Weźcie sobie swoje 30 procent i spróbujcie rządzić. Ludzie tak rozdali dzisiaj karty, że każdy z nas ma pakiet kontrolny i każdy z nas musi każdego słuchać” – ostudził marszałek ambicje swego politycznego... Cały felieton redaktora Piotra Gadzinowskiego na łamach tygodnika.