Biały dym z komina Kaplicy Sykstyńskiej to najsłynniejszy dym, na jaki czekał w minionych dniach niemal cały świat. Zarówno ludzie wierzący, jak i ci pozbawieni łaski wiary oczekiwali w napięciu na moment, kiedy się pojawi, ponieważ wybory nowego władcy Państwa Watykańskiego zawsze fascynują świat mediów i polityki.
Wierni w modlitwach kardynałów-elektorów, w spektakularnie składanych przysięgach o dochowaniu tajemnicy i dokonaniu właściwego – a więc zgodnego z dobrem Kościoła – wyboru nowego papieża widzieli znak opatrznościowego działania samego Ducha Świętego. Kardynałowie byli jedynie jego ziemskimi narzędziami. Niektórzy ze zgromadzonych obserwowali ten widowiskowy obrzęd jak współczesne widowisko żywcem przeniesione z odległych czasów. Bo ta piękna, nieco tajemnicza procedura wyboru władcy Watykanu niewiele odbiega od rozgrywających się w tym miejscu przedwiekami.
Habemus papam!
Wreszcie nad Kaplicą Sykstyńską ukazał się biały dym – znak, że kolegium kościelnych purpuratów uzgodniło wybór, czyli że kandydat na papieża zdobył wymaganą liczbę conajmniej dwóch trzecich głosów. Emocje wszystkich oczekujących sięgały zenitu. Na placu przed Bazyliką św. Piotra w Rzymie wiwatował wielotysięczny tłum. Na głównym balkonie bazyliki ukazał się kardynał-protodiakon i oznajmił światu: Habemus papam! Następnie w uroczystej formule poinformował, że na nowego papieża został wybrany kard. Robert Francis Prevost OSA, który przyjął imię Leon XIV. Zebrani, nie do końca zorientowani, kim jest zwycięzca elekcji, okazywali swój entuzjazm oczekując na ukazanie się odzianego w papieskie szaty nowego Namiestnika Chrystusa i na jego pierwsze błogosławieństwo udzielone w historycznej formule „Miastu i Światu”.
Wybraniec kardynałów-elektorów pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, gdzie urodził się blisko siedemdziesiąt lat temu w centrum Chicago, w stanie Illinois. Przyszedł na świat w katolickim szpitalu Marcy Hospital, gdzie pracowały wówczas amerykańskie zakonnice z irlandzkiego zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. W tamtym czasie zamożne katolickie rodziny robiły wszystko, aby ich dzieci rodziły się właśnie tam, w centrum miasta. Rodzice nowego papieża to potomkowie białych emigrantów z Europy, co wówczas było niezwykle istotne i podkreślane. Ojciec Louis Marius Prevost miał korzenie francusko-włoskie, był weteranem wojennym z drugiej wojny światowej i członkiem wielu organizacji kombatanckich. Był z tego był niezwykle dumny. Po zakończeniu wojny był zatrudniony w administracji szkoły katolickiej na przedmieściach Chicago. Matka Mildred Martines, miała pochodzenie hiszpańskie i całe życie pracowała w bibliotece... Cały artykuł Andrzeja Gerlacha o "Leonie z Chicago" na łamach tygodnika.