Dwa pozornie mało istotne głosowania w Sejmie pokazują, że rozpoczął się proces prowadzący do utraty sterowności przez obóz rządzący. Za to Karol Nawrocki coraz wygodniej mości się w miejscach nieprzewidzianych w konstytucji dla prezydenta.
Jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że na zakończenie ostatniego posiedzenia Sejmu do dalszych prac legislacyjnych skierowano dwa projekty ustaw jawnie sprzecznych z wartościami i nawet podjętymi już decyzjami koalicji 15 października. Są to prezydenckie przedłożenie obligujące rząd do budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego w wersji PiS, monstrualnie rozdętej, oraz projekt Ordo Iuris przywracający obowiązkowe dwie lekcje religii w tygodniu i oceny z tego „przedmiotu” na świadectwach. Stało się tak dlatego, że podzielili się posłowie Polski 2050 Szymona Hołowni, a w drugim wypadku przeciw własnemu rządowi wystąpiło także PSL.
Karol Nawrocki zaś podpisał drugą wersję ustawy wydłużającej kolejne pół roku świadczenia dla uchodźców wojennych z Ukrainy. Pierwszy jej wariant zawetował domagając się wpisania postulowanego w kampanii przez jego rywala Rafała Trzaskowskiego ograniczenia wypłat z programu „Rodzina 800 plus” wyłącznie do dzieci osób aktualnie pracujących w Polsce (to i tak zdecydowana większość przypadków); do swojego projektu dopisał dodatkowo nakaz ścigania za propagowanie tzw. banderyzmu, pięcioletnie więzienie za nielegalne przekroczenie polskiej granicy (trudno powiedzieć, poco Ukraińcy mieliby to robić) oraz wydłużenie z trzech do dziesięciu lat okresu zamieszkiwania na terytorium RP, po którym można ubiegać się o polskie obywatelstwo.
Te punkty zostały przez parlament zlekceważone. Mimo to Nawrocki ustawę podpisał, choć jego kanceliści ostrzegli, że drugi raz już tego nie uczyni. Inaczej mówiąc, pod koniec marca przyszłego roku znów czeka nas związany z tym kryzys.
Brak logiki
Głosowanie posłów partii Hołowni oraz PSL było pozbawione sensu. Projekt dotyczący lekcji religii jest wprost wymierzony w decyzje już podjęte przez rząd z udziałem obu tych partii. Przewiduje odwrócenie redukcji liczby godzin (z dwóch do jednej tygodniowo, co dokonało się 1 września br.) i obowiązkowy udział uczniów w tych lekcjach (alternatywnie – w lekcjach etyki, które jednak w wielu szkołach nie odbywają się). Nowa organizacja lekcji religii została wprowadzona po dyskusjach z episkopatem i protestach Kościoła, choć mniej krzykliwych niż można się było spodziewać. Hierarchowie pewnie też in pectore widzą, że młodzież sama, gdy tylko może, z tych zajęć rezygnuje. Są one prowadzone byle jak, w stylu dziewiętnastowiecznym i od wiary raczej odstręczają, niż do niej zachęcają... Cały artykuł Jakuba Jabłońskiego o "początku końca Tuska" na łamach tygodnika.