Ksiądz Michał Misiak, mający na swoim koncie więcej przygód niż serialowy Ojciec Mateusz, założył „Gospodę u Ojca”. „(…) To jest dla pasjonatów. To jest dla naśladowców Jezusa. To jest dla prawdziwie wierzących ludzi” – reklamuje się w mediach społecznościowych. Kuria odmawia komentarza.
Michał Misiak to najbarwniejszy duchowny archidiecezji łódzkiej. O jego pomysłach wiele razy rozpisywały się nie tylko łódzkie, ale też ogólnopolskie media. Teraz ksiądz wynajmuje ewangelicko-augsburską kaplicę przy ul. Sierakowskiego 3 w Łodzi i organizuje tam „prywatne” msze. Wierni wypełniają małą świątynię do ostatniego miejsca.
Przygody ks. Misiaka
Ksiądz Misiak zasłynął organizacją Chrystotek – chrześcijańskich imprez bez alkoholu.Potem były nocne „spacery uzdrowienia” ze spowiedzią. Urządzał spotkania modlitewne przed sklepami z dopalaczami, był też z kolędą w agencji towarzyskiej. Pisał listy do papieża, w których prosił o udzielenie mu dyspensy od celibatu. Aby medytować na pustyni i rozwijać się duchowo, wyjechał do Izraela, gdzie przyjął drugi chrzest od protestanckiego duchownego, co automatycznie spowodowało wykluczenie go z Kościoła kat. Wrócił z karą ekskomuniki.
„Tym samym został usunięty z urzędów kościelnych…” – informowała wtedy łódzka kuria.
Ksiądz tłumaczył, że „nie wiedział” i po miesiącu zdjęto z niego karę. Wkrótce potem kapłan wyjechał na osobistą misję do Tanzanii. Swój pobyt w Afryce skrupulatnie relacjonował w mediach społecznościowych. Na Facebooku obserwuje go ponad 23 tys.internautów. Mówił, że zamierza zakończyć swoją „duchową drogę w Kościele katolickim” i planuje zostać pastorem. „Dałem się poprowadzić Bogu bez dodatkowych sakramentalnych pomocy. Zacząłem żyć pełnią życia, być sobą, być szczęśliwym człowiekiem bez lęków i bez wrzodów na żołądku”. „Od 5 miesięcy nie jestem księdzem na płaszczyźnie mojej woli i życia codziennego. Moim powołaniem jest służba Bogu i ludziom oraz małżeństwo” – dzielił się swoimi odczuciami z Afryki... Cały artykuł Katarzyny Wilk-Wojtczak o księdzu, który wciąż szuka (w końcu znalazł?) sposobu "dojenie owieczek" na łamach tygodnika.