STEFAN PŁONICKI

KLIKNIJ I KUP

TYGODNIK FAKTY PO MITACH
20 listopada 2025

Prywata edukacyjna

Chcieliśmy mieć szkolnictwo prywatne, to mamy. Za swoje.

 

Wszystko zaczyna się od zdania, które jest fundamentem systemu: „pieniądze idą za uczniem”. Hasło mające zwiastować oświatową emancypację, w której to nie samorządy, nie urzędnicy i nie geografia, lecz wybory rodziców oraz potrzeby uczniów miały kreować nową jakość edukacji. Tyle że z hasła został mechanizm, w którym „uczeń” stał się kodem dostępu do publicznych pieniędzy. A im bardziej ucznia nie było, tym bardziej się opłacało.

 

Dotacja oświatowa jest środkiem przekazywanym z budżetu przez samorząd na rzecz nie publicznych placówek edukacyjnych. Zasady są proste: kto zarejestruje szkołę i spełni formalne wymogi, może liczyć na regularny zastrzyk gotówki. I nie chodzi tu o skromne kieszonkowe, ale o kasę liczoną w setkach tysięcy, a niekiedy i dziesiątkach milionów złotych rocznie. Wystarczy tylko, że w comiesięcznych raportach do urzędu przedstawi się odpowiednio liczne grono uczniów i udowodni, że uczestniczyli oni w zajęciach z conajmniej pięćdziesięcioprocentową frekwencją. Z definicji to system kontrolowany, z procedurami, terminami, ewidencjami. W praktyce – maszyna do zarabiania pieniędzy.

 

Z edukacyjnym błogosławieństwem

Policja w kilku województwach zatrzymała kilkadziesiąt osób w związku ze śledztwem dotyczącym wyłudzenia 140 mln zł z dotacji oświatowych oraz prania brudnych pieniędzy.Okrzyknięto to towarzystwo gangiem dyrektorek, bo 14 zatrzymanych było dyrektorkami szkół niepublicznych. Najstarsza z nich miała 70 lat, najmłodsza – 30. Zarzuty? Udział w zorganizowanej grupie przestępczej, poświadczanie nieprawdy w dokumentach i wyłudzenie milionów złotych. Sieć wyłudzających kasę szkół działała co najmniej w 20 miastach Polski, od Gdańska po Nowy Sącz. Skala była bezprecedensowa, lecz mechanizm znany. Zakładano szkoły niepubliczne, głównie średnie i policealne, a następnie wpisywano na listy uczniów, którzy nie istnieli. Albo istnieli, ale od lat przebywali za granicą. Albo nawet nie żyli. Tworzono listy obecności, rozpisywano plan zajęć, które się nigdy nie odbywały, łączono kierunki w taki sposób, że frekwencja na nich jednocześnie była fizycznie niemożliwa. I wszystko to działo się przez siedem lat.Prokuratura ujawniła, że szkoły kontrolowane były przez jedną grupę przestępczą... Cały artykuł Stefana Płonickiego o "wiedzy, która kosztuje" na łamach tygodnika.