Wynikające ze starości choroby czy niepełnosprawności wywołują nasze szczere współczucie. Tym bardziej, jeśli dotyczą osób powszechnie znanych, cenionych, lubianych.
Jest tak w wypadku popularnych polityków, artystów, ludzi mediów, władców, czyli osób, które przez lata były sprawne i energiczne, ale z czasem poważna choroba lub niepełnosprawność sprawiła, że nie mogą już sprawować swoich urzędów. W wyjątkowo trudnej sytuacji są papieże, od których wymaga się, aby wypełniali swoje zadania wynikające ze sprawowanej funkcji do końca swych dni. Obecnie, gdy medycyna czyni znaczące postępy w podtrzymywaniu człowieka przy życiu, coraz częściej mamy do czynienia z sytuacją, gdy, mimo starań lekarzy, niepełnosprawny starzec nie jest w stanie sprawnie zarządzać tak skomplikowaną strukturą, jaką jest Kościół rzymskokatolicki.Polacy doskonale pamiętają, jak długo odchodził Jan Paweł II. Przez kilka lat cały świat obserwował coraz mniej sprawnego papieża, pokazywanego światu dwa razy w tygodniu przez kilka minut w oknie Pałacu Apostolskiego. Poruszający się na wózku inwalidzkim, apotem mający poważne problemy z oddychaniem i mówieniem Wojtyła umierał na oczach całego świata. Wzbudzało to zrozumiałe emocje i – tak po ludzku – głębokie współczucie wobec chorego papieża nie tylko katolików. W tym kontekście pojawia się istotne pytanie, kto w tym czasie w imieniu umierającego podejmował merytoryczne decyzje i to takie, będące wyłącznie w kompetencji papieża.
Grupa trzymająca władzę
Po śmierci Wojtyły w kwietniu 2005 r. w Watykanie rozpoczęła się poważna dyskusja o tym, że grupa trzech wysokich rangą duchownych – w tym osobisty sekretarz papieża bp Stanisław Dziwisz, zwany wówczas złośliwie: papież powiedział – przekraczała swoje kompetencje i podejmowała merytoryczne decyzje za umierającego Jana Pawła II.Następca polskiego papieża Benedykt XVI po ośmiu latach swojego panowania, gdy nie był już w stanie skutecznie kontrolować walczących między sobą lobby wpływowych watykańskich kardynałów, w lutym 2013 r. podjął zaskakującą decyzję i abdykował. Światkatolicki nie był wówczas do końca przygotowany na taki ruch, gdyż tradycja wymagała, aby każdy papież rządził Kościołem do swojej naturalnej śmierci... Cały artykuł Andrzeja Gerlacha o "umierających papieżach" na łamach tygodnika.