Wbrew temu co opowiadał Trzaskowski, polskie kompleksy są kosmiczne.
Każda władza zawsze mocno stąpała po ziemi. Ale kiedy pojawiała się szansa, żeby oderwanie się od niej zamienić w swój kolejny sukces, to nie wahała się ani chwili. I jak ogłaszano, że Polak leci w kosmos, to można być pewnym, że nie szło o naukę, czy postęp, ale zawsze o to samo – o propagandę.
Polski lotnik – kosmonauta w jawę zmienia sny*
Sławosz Uznański-Wiśniewski, mimo że ponad atmosferę się nie wzniósł, jest więc od miesięcy polskim astronautą. Żeby jednak mógł wylecieć ponad poziomy, to Polska zapłaciła za to – z publicznych pieniędzy – około 1,6 mld zł. Skąd ta kwota? 295 mln euro to nasza zwiększona składka do Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), a do tego doliczyć trzeba blisko 300 mln zł wydane z rezerwy budżetowej przeznaczone bezpośrednio na organizację lotu Polaka. Razem to ponad 1,3 mld zł, ale gdy doliczy się inne koszty organizacyjne, przygotowania eksperymentów, promocji i udziału w programach – suma ta puchnie do wspomnianych 1,6 mld zł.
Gdy start Uznańskiego ogłaszano w 2023 r. w zamian obiecywano Polakom prestiż, obecność na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i uśmiech byłego już ministra Budy na konferencjach prasowych. Ówcześni przeciwnicy polityczni PiS kręcili nosem, pytając: czy naprawdę nie było lepszego sposobu wydania tak gigantycznej kasy, niż wysłanie w kosmos kogoś, kto i tak pracuje w szwajcarskim CERN, a więc już dotyka granic wszech świata?
Bo „tamtoczesna” opozycja nie kryła sceptycyzmu. Posłowie Koalicji Obywatelskiej i Lewicy pytali o zasadność wydatków, wskazując na pilniejsze potrzeby kraju. W mediach społecznościowych pojawiały się komentarze, że to próba odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych. „Pachnie komunizmem” – pisała „Gazeta Wyborcza”, sugerując propagandowy charakter przedsięwzięcia. W sieci pojawiły się komentarze: „Może zamiast naukowca wyślijmy tam kilku polityków?”. Dziś, ówczesna opozycja, teraz robiąca za władzę, z dumą prezentuje projekt jako sukces narodowy. Mechanizm politycznego zawłaszczania symboli nie zmienił się – zmienił się tylko ten, kto akurat symbol dzierży.Media sprzyjające dzisiejszej koalicji też zrobiły swoje. Sławosz Uznański błyskawicznie awansował – z „rezerwisty ESA” do „narodowego bohatera”. Z dnia na dzień pojawiły się teksty o „polskim astronaucie przyszłości”, grafikami z biało-czerwoną flagą unoszącą się nad Międzynarodową Stacją Kosmiczną, a poranne programy śniadaniowe prześcigały się w pytaniach o to, co Uznański zje na orbicie i czy zabierze na stację bigos. Wyrósł nowy Mesjasz polskiej technologii. „Kosmiczny ambasador Polski” – ogłosiły media publiczne. "Człowiek, który ma przywrócić nam wiarę w siebie” – gardłował jeden z komentatorów w telewizji... Cały artykuł Stefana Płonickiego o "leczeniu polskich kompleksów w kosmosie" na łamach tygodnika.