Bywają tęczowe, zielone albo czarne. Z reguły są denerwujące, tupią kopytkami i biegają gdzie chcą. Jednorożce są na świecie.
Jednorożce są denerwujące, a do tego bezczelne i bez poczucia winy czy żalu z powodu swojej natury. Można takiego spotkać, gdy tupta tymi swoimi kopytkami po bruku, robi hałas, coś tam wykrzykuje, podskakuje na demonstracjach, pikietach i blokadach, albo po prostu bezczelnie leży w bikini na wakacjach. Taki jednorożec może nie mieć oporu, by sobie pohasać po sklepach i kawiarniach, kupić coś modnego i interesować się polityką, sportem, albo współczesnym malarstwem. Co jednak najgorsze, ma własne zdanie na różne tematy, i to już jest absolutnie irytujące. Dlatego w dawnych czasach na jednorożce polowano, trzymano je w domach pod kluczem, w wielu wypadkach torturowano, a potem palono na stosie, żeby nie myślały samodzielnie i nie gadały niepotrzebnie.
Polowanie na jednorożce trwa i w naszych czasach, ale zupełnie w innej formie. Teraz jesteśmy grzeczniusi i milusi, teraz z troską podchodzimy do jednorożców. A że jednorożec to dla nas ciągle dziwne zwierzę, więc pacyfikacja tego tuptającego, krzyczącego, myślącego i samodzielnego zwierzęcia zdaje się dla niektórych wręcz priorytetem.
Nawiedzeni moraliści
Od pewnego czasu coraz większą popularność zdobywa angielski termin mansplaining. Można to przetłumaczyć na nasz język jako „tłumaczyzm”, tj. protekcjonalne wyjaśnianie czegoś, mającego na celu zdeprecjonowanie rozmówcy. Termin nie wziął się z powietrza, a z kulturowego przekonania, że wie się lepiej… Cały, ostatni w tym roku felieton na łamach tygodnika.