Zakończyła się najdłuższa kampania wyborcza w historii III RP. Przez cztery miesiące, od 15 stycznia do 16 maja, kandydaci na prezydenta mącili w głowach elektoratu i przepuszczali nasze pieniądze, żeby osiągnąć poparcie zbliżone do notowań wystawiających ich partii.
Wyniki pierwszej tury wyborów pokazały, że rządząca od półtora roku koalicja 15 października jest w głębokiej defensywie. Jej kandydaci zapłacili rachunek za wewnętrzne kłótnie, brak sprawczości i ogólną niemożność wyrażającą się w braku oczekiwanych przez społeczeństwo ustaw i rozliczeń oraz słynnym powiedzeniu „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Jej troje kandydatów miało nawet wyniki gorsze od partyjnych notowań. Łącznie osiągnęli poparcie zaledwie 7,96 mln wyborców (40,58 proc.), a z Zandbergiem 8,91 mln(45,44 proc.), podczas gdy w półtora roku wcześniej, w wyborach do Sejmu przekonali do siebie 11,6 mln obywateli. Strata wynosi 2,7 mln głosów. Wprawdzie Nawrocki też stracił, ale zdecydowanie mniej – 1,8 mln głosujących wcześniej na PiS. Odwrotnie jest z Konfederacją i Braunem. W 2023 r., kiedy jeszcze byli razem, mieli 1,55 mln wyborców(7,16 proc.), teraz aż 4,15 mln (21,3 proc.). I właśnie ich wysoki wynik nie tylko niepokoi, ale napawa wręcz smutkiem i przerażeniem, bo oznacza, że co piąty Polak jest jak nie antysemitą, to wrogiem Unii Europejskiej, uchodźców, LGBT+ lub prawa kobiet do samostanowienia. A do tego przemocowcem, wyznającym zasadę „nie ma wolności dla wrogów wolności”.
Na razie w Polsce ruchy antyaborcyjne jeszcze nie posunęły się do hipokryzji, która wUSA, w ramach manifestowania obrony życia, kazała zabijać ginekologów wykonujących zabiegi przerywania ciąży, ale Konfederacja pokazuje bardzo niebezpieczny kierunek zmian na politycznej scenie, a mianowicie rozmnażanie przez podział. Konfie zdecydowanie się opłacił. Mentzen wziął młodszych wyborców, głównie z miast, a „szczęść boże” Braun – mieszkańców wsi, robotników, bezrobotnych – i silny ich poparciem 18 maja dobiegł do mety jako czwarty, z wynikiem 6,3 proc. Inaczej jest na tzw.lewicy. Na odejściu od Czarzastego zyskał Zandberg, ale straciła Biejat, bo nikt nie lubi koniunkturalistów, dla których stołki i kasa są ważniejsze od idei. Jej siódma lokata (4,23 proc.), choć sama okrzyknęła ją sukcesem, a siebie kobietą z najwyższym poparciem w historii wyborów prezydenckich w Polsce, jest po prostu słaby i nie rokuje dobrze partii Czarzastego w przyszłych wyborach sejmowych... Cały felieton profesor Joanny Senyszyn na łamach tygodnika.