„Najjaśniejszą Gwarantkę”, czyli rosyjską carycę Katarzynę II przypomniał wzeszłym tygodniu prawicowy publicysta Piotr Skwieciński. Przypomniał w„Dzienniku Gazecie Prawnej”, że tamta „Gwarantka” była wielce hołubiona przez rzesze polskiej szlachty u schyłku I Rzeczpospolitej.
Bo gwarantowała im prawo do uprzywilejowanej pozycji. I przy okazji konserwowała korzystny dla Rosji ustrój szlacheckiej anarchii.
Dziś dla polskiej klasy politycznej, przede wszystkim prawicowej, taką „Najjaśniejszą Gwarantką” jest prezydent Trump i jego administracja. Oczywiście tego rodzaju wprost rozumiana analogia jest fałszywa. Zwłaszcza że tym razem „Najjaśniejsza Gwarantka” ma gwarantować nie ustrój anarchii, lecz bezpieczeństwo III Rzeczpospolitej ze strony putinowskiej Rosji. I dlatego dzisiejszej „Gwarantce” kibicują też politycy lewicowi. Jednak styl uprawianej wtedy i teraz polityki jest bardzo podobny.
Gen klientyzmu
Polska klasa polityczna ma, zakodowany jeszcze od czasów demokracji szlacheckiej, kulturowy „gen klientyzmu”. Przekonanie, że sukces w polityce zależy przede wszystkim od łaski jaśnie wielmożnego protektora. Niekoniecznie bardziej szlachetnego, mądrzejszego, ale na pewno materialnie bogatszego, militarnie silniejszego. I przez to skuteczniejszego.
W I Rzeczpospolitej młody, ambitny i nierzadko uzdolniony szlachetnie urodzony młodzieniec zwykle karierę polityczną robił na dworze magnackim. Albo w katolickim kościele. Aby się tam dostać, musiał mieć możnego protektora.
Musiał być protegowanym stolnika, wojewody, biskupa. Nawet kiedy ów kandydat odbył studia na prestiżowych zagranicznych uniwersytetach, wykazywał się zdolnościami i charakterem. W ówczesnej Polsce, podobnie jak w całej feudalnej Europie, karierę polityczną, państwową determinowały pochodzenie społeczne i koneksje.
W tym czasie w feudalnych Chinach obowiązywała merytokracja. Każdy młody, zdolny młodzieniec, niezależnie od swego pochodzenia społecznego, mógł przystąpić do egzaminów na urzędnika państwowego. Zdarzało się, że zdawali je wybitni urodzeni w rodzinach chłopskich, żołnierskich czy kupieckich. W warstwach niższych. Wtedy od razu zostawali urzędnikami średniego, a ci najlepsi nawet wysokiego szczebla. Dalsza ich kariera uwarunkowana już była ich przeróżnymi zdolnościami. Także do zdobywania korzystnych koneksji na dworach mandaryńskich lub cesarskim…Cały felieton redaktora Piotra Gadzinowskiego na łamach tygodnika.