Jeśli władza naprawdę wierzy w nadchodzącą wojnę, powinna zapuszkować Rydzyka.
Świat z niecierpliwością oczekuje zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. W jej rychły koniec wierzą najbardziej zainteresowani – Ukraińcy, Rosjanie i Amerykanie. Coraz więcej wiary w pokój mają liderzy państw tworzących Unię Europejską. Ale nie wszyscy.
„Obecnie Rosja nie jest w stanie wygrać z samą Ukrainą, ale gdyby przejęła jej potencjał przemysłowy, ludzki czy armię, to rachunek sił by się zmienił. Dlatego musimy się przygotowywać na zdolność Rosji do szerszej agresji w przedziale do końca dekady” –powiedział w radiu TOK FM szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Czyli: Rosja jestsłaba, ale jeśli Ukraina zostanie zmuszona do kapitulacji, to rząd na Kremlu się wzmocni iw ciągu pięciu lat zaatakuje kolejne kraje. Dlaczego Ukraina miałaby skapitulować, jeśli„(…) nie jest bezwolną ofiarą agresji, (…) walczy i ma sojuszników, w tym UE i Polskę” –co też zauważył Sikorski? Wniosek z tych słów nasuwa się taki, że polski minister spraw zagranicznych dopuszcza możliwość, że Ukraina zostanie zdradzona przez Stany Zjednoczone. Jeśli mówi o tym otwarcie – wierzy, że tak się właśnie stanie; albo ma tego pewność. To naprawdę nie przelewki, bo przecież USA są filarem NATO – struktury, na której od dziesięcioleci opieramy swoje bezpieczeństwo. Zastanawia też, dlaczego Sikorski mówi o możliwym rosyjskim ataku „do końca dekady”? Czyżby wiązało się to z okresem sprawowania urzędu prezydenta USA przez Donalda Trumpa? Jeśli tak, należy to uznać za wyrażenie votum nieufności Stanom Zjednoczonym i powinno skutkować kolejnymi ruchami, jak wezwaniem Amerykanów do wycofania swoich wojsk z Polski i oczywiście zerwaniem kontraktów na dostawę amerykańskiego uzbrojenia. No bo na cholerę mamy płacić dziesiątki miliardów dolarów za sprzęt, który może być unieruchomiony jednym przyciskiem w klawiaturze komputera Trumpa czy Muska?... Cały felieton redaktora naczelnego Faktów po Mitach Dariusza Cychola na łamach tygodnika.