Najprostsza odpowiedź: żeby mieć na kogo głosować. Jest też wiele innych, choć im więcej kandydatów i dłużej ich słucham, ta wydaje się najtrafniejsza.
Raczej już nikt nie dołączy do prezydenckiego wyścigu, a wielu pretendentów odpadnie w przedbiegach, bo warunki startu są mocno wyśrubowane. 100 tysięcy podpisów poparcia pod kandydaturą są trudne do przeskoczenia. Dobrze o tym wie każdy, kto kiedykolwiek szukał zwolenników jakiejkolwiek inicjatywy, choćby najsłuszniejszej i niekontrowersyjnej.Z wyjątkiem zdeklarowanych aktywistów, reszta woli stać z boku i się nie ujawniać. A jak jeszcze trzeba podać PESEL, sprawa jest przegrana. Nawet trudno się dziwić. Bez przerwy obywatele są ostrzegani, żeby pod żadnym pozorem nikomu go nie ujawniać, bo zewsząd czyhają wyłudzacze, gotowi zaciągnąć kredyt lub pożyczkę, wziąć coś w leasing, a tu trzeba wpisać na listę imię i nazwisko, dokładny adres, ów nieszczęsny, jedenastocyfrowy numer identyfikacyjny i jeszcze się podpisać. Państwo i jego organy są słusznie podejrzewane o rozdwojenie jaźni, a obywatele z ostrożności procesowej wolą powiedzieć, że PESEL-u nie pamiętają, a dowodu osobistego nie mają przy sobie.
Pierwszy etap rejestracji jest najłatwiejszy, bo teoretycznie wystarcza tysiąc podpisów, ale wszyscy wiedzą, że trzeba mieć co najmniej 1 500-1 700, żeby PKW miała z czego odrzucać. A powodem może być wszystko: niewyraźnie napisane nazwisko lub imię, błąd w pisowni nazwy ulicy, a czasem pomyłka w PESEL-u, ale też skreślenie i poprawienie czegokolwiek. Zastanawiającą jest ta swoista nadgorliwość urzędników PKW, bo przecież zbiórka podpisów to nie jest narodowy test z kaligrafii ani z uważności. Ludzie piszą niezdarnie, bo są dyslektykami, zapomnieli sztuki pisana, bo zanikł zwyczaj prowadzenia pamiętników i wymiany korespondencji innej niż e-maile lub SMS-y. A przecież, kiedy znany jest PESEL, wiadoma jest i cała reszta informacji wymagana przez PKW. W tym roku zgłosiło się aż 37 komitetów kandydatów na prezydenta, a właściwie kandydatów n kandydatów. To absolutnie rekordowa liczba. Jest wśród nich 7 kobiet (19 proc.) i 30 mężczyzn (81 proc.), co dowodzi, że panowie mają więcej wiary w swoje siły i możliwości.
Dotychczas bowiem rejestrowała się zaledwie połowa amatorów. Część nie była w stanie zebrać 100 tysięcy podpisów poparcia, innych eliminowali urzędnicy PKW, choć powinni dopiero wyborcy w akcie głosowania. Jak będzie w tych wyborach okaże się na początku kwietnia...Cały felieton profesor Joanny Senyszyn na łamach tygodnika.