O wyniku wyborów prezydenckich nie zdecyduje wola milionów wyborców, lecz widzimisię jednego człowieka.
No może dwóch. W każdym razie włażąc w buty wielbiciela spirytualiów Churchilla, śmiało można rzec, że nigdy tak wiele nie zależało od tak niewielu. Tyle że bitwa o Polskę nie ma godnych upamiętnienia bohaterów. Bo to, że minister Andrzej Domański zdecyduje, kto zostanie głową średniej wielkości państwa w środku Europy, to zasługa zarówno PiS, jak i polityków koalicji 15 października.
Kilo kaszanki
Politycy i dziennikarze natrętnie przy okazji każdej kampanii wyborczej powtarzają kulawą frazę „ta kampania jest o…”. Mieliśmy kampanie o godności Polaków, o przyszłości polskich dzieci, o roli Polski w Unii Europejskiej i wielu innych wzniosłych ideach, ale nigdy i żadna nie była o pieniądzach. Tymczasem posiłkując się językową kulawizną, każda kampania jest właśnie o pieniądzach. I to w dwójnasób. Wybory wygrywa bowiem ten, kto większej liczbie wyborców wmówi, iż poprawi ich zdolność do nabycia kilograma kaszanki.
Wmówienie elektoratowi, że oddanie głosu na kandydatów PiS, PO czy SLD poprawi byt głosujących, kosztuje. Bez góry pieniędzy nie kupi się trolli udających w internecie bezstronny komentariat, nie zapłaci za ulotki, spotkania z wyborcami, plakaty, billboardy itd. I wykształcenie oraz biegłość retoryczna Karola Nawrockiego wyrażona za pomocą zwrotu „Nie uważam nic”, bardzo bliska sokratejskiego „wiem, że nic nie wiem”, zdadzą się psu na budę. „Wielki Strateg” Jarosław Kaczyński dobrze wie, że tak się sprawy mają.
Doktorzy w uścisku
Dlatego, jak tylko okazało się, że PKW odrzuciła sprawozdanie finansowe PiS, zaapelował do wszystkich polskich patriotów, by wpłacali pieniądze na partyjne konto. Apelując, prezes zaznaczył, że sytuacja jest dramatyczna, więc potrzebna jest każda złotówka, lecz suweren zareagował nad wyraz powściągliwie… Więcej o "państwie z dykty", gdzie o wyborach może zadecydować jeden facet, w artykule Macieja Mikołajczyka.