Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich wywołała wyjątkową ekscytację w szeregach pisowskiej sitwy. Doszło do niespotykanej sytuacji w najnowszej historii polskiego parlamentaryzmu.
Podczas obrad Sejmu posłowie PiS wstali ze swoich miejsc na sali plenarnej, po czym zaczęli bić brawo i euforycznie skandować nazwisko amerykańskiego polityka. To wiernopoddańcze zachowanie było wyjątkowo żenujące, a bezczelny poseł Adam Andruszkiewicz pozwolił sobie nawet na zawoalowaną groźbę pod adresem koalicji rządzącej zamieszczając w mediach społecznościowych wpis: „Wasz koniec nastąpi szybciej niż wielu się wydaje”, co miało oznaczać, że 47. prezydent Stanów Zjednoczonych doprowadzi do upadku rządu Donalda Tuska i utoruje PiS dojście do władzy. Nie byłoby to niczym wyjątkowym bo – jak wiadomo – Wuj Sam ma bogate doświadczenie w obalaniu demokratycznych rządów i instalowaniu fasadowych dyktatur.
Naczelny propagandzista PiS Tomasz Sakiewicz (którego telewizja, portal internetowy i gazety są dla kilku milionów Polaków jedynym wiarygodnym źródłem informacji) miał już gotową receptę dla nowego prezydenta USA na pokonanie Rosji. „Co do wojny na Ukrainie, Trump nie musi wiele robić, by ją zakończyć. Wystarczy, że zgodnie z obietnicą obniży ceny ropy i gazu na świecie, a Putin i inni wrogowie naszej cywilizacji zdechną z głodu” – oświadczył partyzant wolnego słowa.
Wkrótce po sejmowej ekstazie dziennikarze poprosili Jarosława Kaczyńskiego o skomentowanie wypowiedzi republikańskiego kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance’a, który stwierdził, że warunkiem zakończenia wojny w Ukrainie jest oddanie Rosji okupowanych terytoriów. Prezes PiS odpowiedział w swoim stylu: „Wiem, że J.D. Vance ma poglądy o tej części Europy, z którymi nie sposób się zgodzić, ale to Donald Trump będzie prezydentem”.
Trump, Putin – dwa bratanki
Tandem Trump – Vance rządzi Ameryką już ponad miesiąc i – jak się okazuje – panowie nie tylko chcą oddać Rosji zaanektowane przez nią tereny, ale też robią wszystko, aby rosyjski reżim stał się pełnoprawnym graczem na arenie międzynarodowej. Temu ma służyć zapowiedziany reset w stosunkach dwustronnych, czułe umizgi do Putina i publiczne łajanie prezydenta Ukrainy. O Wołodymyrze Zełenskim prezydent USA powiedział, że jest „dyktatorem”, który „namówił Stany Zjednoczone Ameryki do wydania 350 mld dol., aby rozpocząć wojnę”, „wykonał okropną robotę”, co doprowadziło do tego, że „jego kraj jest zniszczony, a miliony ludzi niepotrzebnie zginęły”. Trump powiedział, że „ma dosyć słuchania tego”, że obwinia się Rosję za zniszczenie miast ukraińskich i śmierć ludzi. Prezydent USA stwierdził też, że nie uważa, że przywódca Ukrainy jest istotną częścią rozmów dotyczących zakończenia wojny w jego kraju. „Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby był aż tak ważny, żeby być na spotkaniach. Szczególnie że bardzo utrudnia zawieranie umów” – powiedział Trump… Cały artykuł Andrzeja Sikorskiego o "pisowskim odlocie" na punkcie Trumpa na łamach tygodnika.