Jak rozpoczyna drugą kadencję Donald Trump, a jak kończy swoją jego pobratymiec, „przyjaciel” Andrzej Duda?
Z tą „przyjaźnią” sprawa nie prezentuje się tak pięknie, jak próbował nam wmówić ustępujący prezydent RP. Cytowałem już kiedyś wypowiedź amerykańskiego profesora politologii polskiego pochodzenia, który twierdził, że Trump nazwiska Duda w ogóle nie kojarzy. Z faktu niezaproszenia na ceremonię inauguracji w Waszyngtonie człowieka, który tak był zapatrzony w postać idola zza oceanu, tak wdzięcznie przyklękał przy biurku w Owalnym Gabinecie, tak ochoczo kupował F-35 tylko dlatego, że mu zamachały skrzydłami nad Białym Domem, niedwuznacznie wynika, że specjalne relacje między tymi dwoma były tylko kolejnym pisowskim mitem.
To niejedyna przykrość, jaka czeka lokatora Pałacu Namiestnikowskiego z ostatnich dwóch dekad.
Naga siła
Za to jego 78-letni Wielki (pod względem postury) Brat przeżywa trzecią młodość. Od listopadowej nocy, kiedy to okazało się, że wybory wygrywa w cuglach, świat wstrzymał oddech. W analogicznej sytuacji w 2016 r. czekał z zainteresowaniem. Dominował wówczas pogląd, że nawet prezydentowi Stanów Zjednoczonych ręce wiążą procedury, zwyczaje, Kongres, budżet i wiele innych czynników, które spowodują, że nie będzie tak strasznie. Otóż było. Wprowadził chaos w funkcjonowaniu amerykańskiego państwa, skłócił jego obywateli, rozpoczął wojny handlowe z konkurentami i sojusznikami, podważył fundamentalną ideę NATO „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, próbował się zaprzyjaźnić z Putinem i Kim Dzong Unem, uzgodnił wycofanie się wojsk USA z Afganistanu (za co później oberwał jego następca Joe Biden) itd., itp. A na końcu odmówił uznania wyniku przegranych wyborów i sprowokował marsz jego zwolenników na Kapitol.Tym razem wszyscy więc od razu spodziewali się najgorszego… Więcej o "jednym" i "drugim" w artykule Jakuba Jabłońskiego.