Udało się! Kolejny raz zresztą. Uczeni z rzymskiego zespołu naukowców mają kolejne dowody, gdzie został pochowany Jezus.
W 320 roku św. Helena, matka cesarza Konstantyna Wielkiego, odnalazła krzyż, na którym skonał Jezus. Jakim cudem po trzech wiekach cesarzowej to się udało? Natchnęło ją? A jak udowodniono, że to właśnie ten krzyż, a nie żaden inny, na przykład podłożony przez usłużnych poddanych? Pewna umierająca kobieta, gdy tylko dotknęła tego właśnie krzyża odkrytego przez św. Helenę, wyzdrowiała. Też ją coś natchnęło? Od tego czasu razpo raz ktoś ogłasza, że też go natchnęło i mamy a to kolejny napletek Jezusa, a to głowę Jana Chrzciciela. Teraz, w XXI w., też są tacy, których coś nachodzi. To certyfikowani naukowcy z samego Rzymu.
Cudowna nauka
Prawdziwość badań mówiących, że Jezus żył i żyje, jest ogromna. Wiadomo, jak kogoś sam bóg prowadzi, to znajdzie co potrzebuje. Św. Helena od razu znalazła coś, czego innym przez trzy stulecia się nie udało. Czasy nam się nieco zmieniły, więc tym razem badacze zabrali się do rzeczy bardziej metodycznie. Nie wystartowali od razu z zamówieniem do chińskiego zakładu produkującego krzyże do ukrzyżowania, tylko zaczęli kopać i dokopali się roślinki, która została ścięta w chwili rzekomej śmierci Jezusa. I to jest piękne. Otóż w ewangelii św. Jana opisany jest ogród, w którym złożono do grobu Jezusa, a badacze kopiąc pod fundamentami bazyliki w Jerozolimie dokopali się roślin, których wiek i pochodzenie sugeruje dokładnie rok 33 n.e. I to zasługuje na nagrodę Nobla (choć nie wiem w jakiej dziedzinie)… Cały felieton profesor Joanny Hańderek na łamach tygodnika.