Donald zawinił, Rafała powiesili, Karol dostał koryto.
Podczas ciszy wyborczej dużo czytałem. Po cichu, aby prawa nie złamać i nawet mruknięciem nie ingerować w kampanię prezydencką. Czytałem książki składowane na przykurzonej nieco kupce, „do pilnego przeczytania”. Czytanie potraktowałem jak detoks.
Oczyszczający organizm z nagromadzonych podczas kampanii wyborczej toksyn.
Pamiętałem też przykazanie Józka Oleksego aby dużo czytać, odświeżać umysł, by potem być ostrym jak brzytwa.
Kiedy czytać skończyłem książkę Jacka Kluczkowskiego, wybrano mi prezydenta RP. To dzięki tej lekturze szok powyborczy szybciej mi minął.
Jej autora znam od lat. Pracowaliśmy razem w tygodniku „itd” na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Redaktorem naczelnym był wtedy „młody, dobrze zapowiadający się działacz studencki”, Olek Kwaśniewski. Kiedy Kwaśniewski został dostrzeżony przez generała Jaruzelskiego i mianowany redaktorem naczelnym „Sztandaru Młodych”, Jacek Kluczkowski pomagał mu redagować jedną z najbardziej popularnychwtedy gazet.
Potem ich drogi krzyżowały się. W III RP Kluczkowski imał się różnych zajęć. Był wydawcą książek we właśnie powstałym państwie ukraińskim, pisał projekty przemówień prezydentowi Kwaśniewskiemu, szefował gabinetowi marszałka Marka Borowskiego, apotem zespołowi doradców premiera Marka Belki.
Jako rządowy doradca w 2004 r. brał udział w międzynarodowych mediacjach podczas ukraińskiej „pomarańczowej rewolucji”. Potem był ambasadorem RP w Ukrainie, następnie w Kazachstanie i Kirgistanie. Zawsze pisał, bo pisać świetnie potrafi.
Książka, którą polecam jako odtrutkę, mogłaby kandydować w plebiscycie na najbardziej mylący tytuł. Wolą marzącego o zyskach wydawcy wabi komercyjnym haczykiem:
„Przypadki i wpadki dyplomaty”. I rzeczywiście jej autor nie stroni od opisywania licznych anegdot i samokrytycznej litanii popełnionych błędów. Ale Jacek Kluczkowski zawsze był świetnym analitykiem dziejów minionych i bieżącej polityki też. Dlatego jego „Przypadki...” są przede wszystkim zwięzłą i bardzo trafną analizą elit politycznych nowego państwa ukraińskiego. Stylu uprawianej tam polityki. Aspiracji, wizji rozwoju, ambicji. Wzlotów i upadków.
Kijów w Warszawie?
Zaraz po wyborach polskie, sprzyjające Rafałowi Trzaskowskiemu media zatrzęsły się z oburzenia, że polscy wyborcy uczynili prezydentem RP człowieka z szemraną przeszłością. Z kryminalnymi zarzutami. I koniec świata gromko ogłaszały. Ale w sąsiedniej Ukrainie już wcześniej wybrano prezydentem człowieka o kryminalnej przeszłości. Wiktora Fedorowycza Janukowycza. I świat się nie skończył... Cały felieton redaktora Piotra Gadzinowskiego na łamach tygodnika.