Lewica, od początku mówiąca o pociągnięciu do odpowiedzialności ludzi pisowskiej władzy, podniosła tę sprawę do rangi ważnego tematu kampanii. Rzecz powinna mieć szansę powodzenia, bo domaga się tego z grubsza połowa społeczeństwa.
Wyborcy ugrupowań opozycyjnych (i pewnie też wielu niezdecydowanych) wyraźnie oczekują, że żadnemu sprawcy przestępstw ostatnich ośmiu lat – konstytucyjnych, politycznych, gospodarczych czy pospolitych – nic nie ujdzie na sucho. Taka atmosfera unosiła się nad pół milionem maszerujących Polaków 4 czerwca w Warszawie, ten postulat regularnie jest wypisywany na samodzielnie wykonanych banerach podczas wieców Donalda Tuska. I obywatele mają rację: zdolność do wyciągnięcia konsekwencji wobec tych, którzy dokonali zamachu na demokratyczne państwo, będzie świadczyć o jego sile. Bo nie może ono zachęcać do kolejnych takich prób w przyszłości.
Lewica upubliczniła dorobek swych półrocznych prac nad tą kwestią. W wersji papierowej wystylizowano go na akta prokuratorskie, z niby-policyjnymi zdjęciami szesnastu polityków Zjednoczonej (znów) Prawicy – od Andrzeja Dudy po Daniela Obajtka. Zarzuty postawiono w oparciu o konkretne przepisy Konstytucji lub kodeksu karnego, a całość wygląda solidnie. Ustna prezentacja mogła się skojarzyć z artykułem Emila Zoli „J’Accuse!..” z czasów afery Dreyfusa we Francji XIX wieku; była mocnym oskarżeniem wobec stworzonego przez Jarosława Kaczyńskiego patologicznego, jak się o tym przekonaliśmy, systemu.
To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej... Cały artykuł na łamach tygodnika.