28 sierpnia br. zmarł w Krakowie biskup tytularny i pomocniczy krakowski Jan Szkodoń. 2 września żegnał go na Wawelu Królewski Kraków, a w drugim dniu pogrzebu główne uroczystości odbyły się w rodzinnej parafii zmarłego w Chyżnem na Orawie.
Biskup Jan Szkodoń zmarł mając blisko 79 lat, po pięćdziesięciu pięciu latach kapłaństwa i aż trzydziestu siedmiu latach posługi biskupiej. Dlaczego zatem śmierć tego hierarchy budzi tak wiele emocji i to zarówno ze strony kościelnej, która żegnała go w sposób uroczysty, jak i tych, którzy instytucjonalnemu Kościołowi są zdecydowanie nieprzychylni?Rozwiązania tej zagadki należy szukać w aferze, skandalu obyczajowym, jaki wywołał pod koniec swojej aktywności jako biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej i jeden z najbliższych współpracowników aż trzech krakowskich ordynariuszy: kard. Franciszka Macharskiego (1927-2016), kard. Stanisława Dziwisza (ur. 1939) i obecnego metropolity abp. Marka Jędraszewskiego (ur. 1949). Ale zacznijmy od początku.
Dziecko góralskiego chowu
Pochodzący z polskiej części Orawy bp Jan Szkodoń uchodził w archidiecezji krakowskiej za wielkiego arystokratę. Wywodził się jednak – jak większość tamtejszych góralskich dzieci – z tradycyjnej, biednej rodziny; bo region ten do dzisiaj ma jeszcze wiele do nadrobienia w stosunku do swoich sąsiadów, chociażby górali z Podhala czy z Pienin.
Orawa to teren trudny do życia, gdzie bieda i tradycja przeplatały się od wieków z posłuszeństwem wobec duchowieństwa i wiarą rozumianą w ludowy i tradycyjny sposób.Do dziś widać to w relacjach społecznych głównie w małych góralskich wioskach. W takim świecie wychowywał się mały Jasiek.
Od dziecka wiedział, że tradycja nakazuje całować księdza w rękę i oddawać mu niemal boski szacunek, aby zdobyć podobny dla siebie, trzeba założyć sutannę lub habit zakonny.
Ponadto w domu rodzinnym zmarłego biskupa obowiązywało surowe góralskie wychowanie, gdzie autorytet ojca był budowany na sile fizycznej, a relacje z matką także były podporządkowane tamtejszym zwyczajom i głębokiej bojaźni wobec Boga i Kościoła.
Kiedy mały Jasio stał się młodym Janem, stanął przed bramą Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie i to tam, pod Wawelem, mieszkał sześć lat. Kiedy chłopak z Orawy idzie do seminarium, nobilituje to nie tylko jego i jego rodzinę, ale i całą wieś. Nobilitacja była tak wielka, że z czasem Jan nabrał arystokratycznych manier. Kto znał biskupa Szkodonia, ten wie, że nie przypominał swoim zachowaniem chłopca z Orawy, tylko arystokratę z Krakowa… Cały artykuł Andrzeja Gerlacha o biskupie "skandaliście" na łamach tygodnika.