– Tu nie ma co się na ludzi obrażać, że się pomoc skończyła. Tylko jedna trzecia Ukraińców przybywających do Polski faktycznie potrzebuje pomocy, reszta to handlarze i turyści – mówią urzędnicy z przygranicznych gmin.
Do liczącej cztery tysiące mieszkańców gminy Wola Uhruska leżącej nad rzeką Bug zjechali motocykliści z całej Polski. Msza, parada motocyklowa do Zbereża – miejsca śmierci „żołnierza wyklętego” Edwarda Taraszkiewicza ps. „Żelazny”, a późnym wieczorem koncert rockowy legendarnego już zespołu Closterkeller. Występ przyciąga rzesze młodych ludzi ze wszystkich okolicznych wsi. Liderka grupy Anja Orthodox rozpoczyna koncert od wspomnienia tego, jak kilka miesięcy wcześniej przywoziła dary dla uchodźców z Ukrainy do pobliskiej świetlicy w Siedliszczu. W odpowiedzi słyszy gwizdy, buczenie i głośny szyderczy śmiech.
Kiedy byłam tu ostatni na początku maja („FpM” nr 19/22) o niechęci do uchodźców mówiło się tylko w gronie najbliższych znajomych i półsłówkami lub wymieniając porozumiewawcze uśmiechy. Teraz niechęć do „szoszów” (obraźliwe określenie Ukraińców, jako mało inteligentnych, nieznających języka polskiego) wyraża już niemal każdy mój rozmówca. Otwarcie i bez ogródek.
(…) – Ja mam pomagać? – pyta mnie Karolina, nauczycielka na urlopie macierzyńskim. –Mam znajomą Ukrainkę z aspiracjami na modelkę. Jak się wojna zaczęła, codziennie przychodziła do mnie i płakała, ale żadnej zbiórki nigdy nie zorganizowała. Raz przyszła i mówi, że sobie top moro kupiła i będzie robić fotki na Instagrama z flagą Ukrainy wymalowaną na policzku. Tak jej pomoc wyglądała – parska śmiechem.– Polacy nie lepsi – broni rodaków 17-letni Ołeksandr, od marca mieszkający w świetlicy na terenie gminy Wola Uhruska. Od początku konfliktu przebywało tu 82 uchodźców. 10 wyjechało w głąb kraju, 10 nadal tu mieszka, reszta wróciła do Ukrainy.– Nikt nas tu źle nie traktuje, bo pracujemy. Lepimy pielmieni, jedna pani strzyże mężczyzn, inna robi paznokcie, jeździmy na zbiory, na machorkę. Ale kiepskie nastroje czasami da się wyczuć. Nie dziwię się Polakom, bo wielu Ukraińców nie postępuje uczciwie. Trochę boję się o mojego młodszego brata. We wrześniu idzie do polskiej szkoły – opowiada młody mężczyzna. Jestem pod wrażeniem płynności, z jaką mówi po polsku.
– Przyjechaliśmy do Polski w lutym. Prosto do Gdańska, bo tam była już siostra mojego męża. Kobieta, która udostępniła nam mieszkanie, zaznaczyła, że możemy zostać tylko do sezonu, bo ona wynajmuje turystom. Zaproponowała, że złoży wniosek o dofinansowanie naszego pobytu, jednocześnie poprosiła o 5 400 zł takiego zabezpieczenia na poczet czynszu i obiecała, że jak tylko dostanie pieniądze z urzędu to od razu nam odda... Cały tekst na łamach tygodnika.