Instytucje pozostające poza jakąkolwiek kontrolą rodzą patologie. Zawsze.
Marcin Adamiec – „Zniknięty ksiądz. Moja historia”, Zygmunt Pinkowski – „Były ksiądz wyznaje”, Robert Samborski – „Sakrament obłudy. Wspomnienia z seminarium”, Mariusz Sepioło – „Klerycy. O życiu w Polskim seminarium”, Roman Kotliński – „Byłem księdzem”.
„Przestrzenie” zamknięte
W XIX-wiecznych szpitalach „dla obłąkanych” pacjenci byli traktowani w okrutny sposób.Sierocińce też nie cieszyły się dobrą sławą, a wiele dzieci po prostu nie było w stanie przetrwać w zamkniętym i niekontrolowanym świecie. W XX w. powoli, idąc od skandalu do debaty publicznej, nauczyliśmy się, że związki zawodowe, komitety obywatelskie, rodzicielskie oraz kontrola instytucji, w jakich pracujemy, chorujemy czy żyjemy, są niezbędne. Nawet tak zwana przestrzeń prywatna – rodzina – nie może pozostawać pozaprawem; przemoc w rodzinie jest tym większa, im większe jest przekonanie, że nikt nie ma prawa wtrącać się w jej sprawy.
Kościół katolicki w Polsce doszedł do szczytów absurdu i patologii. Wchodzi w życie prywatne ludzi bez szczególnego zainteresowania czy przynależą do niego, czy nie.Generalnie panowie w koloratkach zachowują się tak, jakby wiedzieli więcej i do nich należało kontrolowanie naszego życia. Ta ich nadobecność przynosi same szkody, blokując progresywne myślenie, wymuszając na usłużnych politykach i polityczkach paranoiczne ustawy. Księży znajdziemy wszędzie, ale równocześnie ten nadobecny Kościół broni dostępu do siebie. Zamknął się za wielkim murem „niezależnej instytucji”.Prawo, sprawiedliwość, kontrola społeczna kończą się na drzwiach kościoła… cały tekst na łamach tygodnika.