W Polsce katolicyzm kształtuje dość prymitywne, dosłowne myślenie. Dwa patyki lub deseczki zbite ze sobą i postawione na ziemi od razu stają się krzyżem, którego każdy fanatyk będzie bronił do utraty sił, bo coś, co zostaje nazwane krzyżem, z automatu staje się święte.
(…) Ta dosłowność pojmowania symboli, a tym samym dosłowność wiary jest niebezpieczna. Z jednej strony każdy symbol, stając się „świętym”, może stać się równocześnie powodem wybuchu wojny. W takim układzie symbole stają się czymś, czego nie wolno w jakikolwiek sposób interpretować, reinterpretować czy używać. Z drugiej strony, wiara staje się obsesją. Ci, którzy mają problem z rozróżnieniem symboli i ich treści dają się łatwo manipulować. Mogą szybko uwierzyć kościelnej propagandzie o prześladowaniu katolików i stanąć do walki z niewiernymi.
Już samo słowo profanacja, tak samo jak ujęta w prawne zapisy koncepcja obrazy uczuć religijnych, wciąga niewierzących w grę pod tytułem „katolicyzm jest najważniejszy”. Gdy ktoś sprejem pomaże ściany prywatnej kamienicy, właściciele mają do zrobienia jedno:umyć ściany. W przypadku kościoła jednak zaczyna rozwijać się cała batalia o dziwnym wymiarze teologiczno-aksjologicznym. To już nie jest farba, fasada, budynek, lecz walka z bogiem i nękanie katolików.
Katolicy mają w naszym kraju specjalne prawa i specjalne zasady funkcjonowania, co. czyni niekatolików gorszym sortem. Pedofilia księży nie obraża, ale mówienie o niej czy pisanie po murach kościelnych już bardzo…