Polscy rodzimowiercy zjeżdżają z najodleglejszych części kraju, by razem stanąć w świętym kręgu i złożyć ofiarę Welesowi – bogu o tak wielkim znaczeniu, że pierwsi chrześcijańscy misjonarze zrobili z niego diabła.
(…) Słowianie zamieszkiwali Europę między Odrą, Łabą i Soławą, aż do Półwyspu Jutlandzkiego na zachodzie, na południu sięgając także Czech, Moraw i Bałkanów, a na wschodzie dorzecza Dniepru i górnej Wołgi. Nie budowali świątyń, bo do swoich obrzędów nie potrzebowali ociekających złotem kościołów. Odprawiali obrzędy pod gołym niebem.Podstawą ich wiary była harmonia z naturą, życie zgodne z jej rytmem i radość, która przepełniała każde święto. Przyroda była dla nich mądrością i magią. To w niej widzieli boskość. Nie rozumieli przywleczonych przez chrześcijańskich misjonarzy ascezy, umartwiania się i liturgii w obcym języku.
Powoli słowiańscy bogowie, poświęcone im święta i obrzędy religijne, zostali brutalnie zawłaszczeni przez chrześcijaństwo. W ten sposób Szczodre Gody stały się Bożym Narodzeniem, Jare Gody Wielkanocą, dziady – zaduszkami. Noc kupały zamieniła się w noc świętojańską, święto plonów w dożynki, a kult perunic w święto Matki Boskiej Gromnicznej… Cały tekst na łamach tygodnika.