Opozycja złapała mocny wiatr w żagle. Wyborcze zwycięstwo wyraźniej pojawiło się na horyzoncie. Partyjnym liderom raczej już nie uda się tego zepsuć.
Momentom przełomu – gwałtownym zwrotom biegu historii – zazwyczaj towarzyszą nagle eksplodujące emocje. Coś w ludziach pęka. Dają upust swoim nadziejom, niechęci, złości lub nawet nienawiści. Ta fala zaczyna nieść przyszłych zwycięzców. Kamień uruchamiający tę lawinę jest czasem niepozorny, niespodziewany, wręcz przypadkowy.Ostatnio tak było w 2015 r., gdy nieudolna kampania prezydencka Bronisława Komorowskiego wyzwoliła silne nastroje antyplatformiane. Zmęczenie ośmioletnimi rządami PO było odczuwalne i wcześniej, tliło się podskórnie, ale antypatia do ówczesne partii władzy wybuchła dopiero po ujawnieniu się aroganckiego przekonania o pewności reelekcji oraz serii wpadek urzędującej głowy państwa. W efekcie nie tylko Komorowski poległ w starciu z kompletnie nieznanym Andrzejem Dudą, ale i Platforma z PiS, które wcześniej regularnie pokonywała bez szczególnych problemów.
Podobnie stało się pięć lat wcześniej, gdy Janusz Palikot w awanturze o krzyż na Krakowskim Przedmieściu dostrzegł budzący się masowy antyklerykalizm. Wsiadł do tego pociągu, jego Ruch stał się trzecią siłą polityczną, spychając na bok tradycyjną lewicę.
(…) Teraz długo czekaliśmy na skumulowanie się wszystkich przewin Prawa i Sprawiedliwości, tak drobiazgowo opisywanych, tak często przypominanych, w efekt polityczny. Nieumiejętność rządzenia, marnotrawstwo publicznych pieniędzy, wyprowadzanie Polski z UE, skonfliktowanie się z niemal wszystkimi partnerami zagranicznymi, nepotyzm i kolesiostwo w państwowych agendach i spółkach Skarbu Państwa, 200 tys. nadmiarowych zgonów w pandemii COVID-19, nieludzkie zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej, kłamstwa premiera, szczucie TVP, podzielenie narodu na „swoich”i „drugi sort” – wszystko to (i wiele więcej) uchodziło prawicowej ekipie płazem.Do czasu... Cały artykuł na łamach tygodnika.