1 sierpnia tego roku przypada 80. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. To najpewniej ostatnia okrągła jego rocznica, w której weźmie udział garstka byłych powstańców.
Za 5 lat będzie ona jeszcze mniejsza, o ile w ogóle, za lat 10 w obchodach nie będzie uczestniczył ani jeden kombatant, a być może nawet żaden z nich nie będzie już żył.
Rocznice powstania to tradycyjnie czas licznych imprez, akademii, marszów, apeli, koncertów powstańczych piosenek, w których takt kiwać się będzie rozweselona publiczność, pełna machających chorągiewkami dzieci na karkach ojców. To cała lawina lukrowanych uniesień retorycznych i muzycznych. I jak zwykle niewiele to wszystko ma wspólnego z okrutną prawdą. Mamy do czynienia z tabloidyzacją powstania. Jego obraz coraz bardziej przypomina gry komputerowe czy elektroniczne efekty specjalne, jak w filmie „Miasto ’44” Jana Komasy. „Powstańcze treści” podaje się w poetykach strawnych dla różnych środowisk generacyjnych; miesza się na przykład melodie powstańcze z rapem i innymi współczesnymi gatunkami muzycznymi. Mnożą się rozmaite „kreatywne”happeningi plastyczne z powstaniem w tle i inne odmiany pulpy, miazgi, czasem efektownej, nawet zabawnej. Luzackiej. Towarzyszy temu zalew znaczków, kubków, koszulek z nadrukami i innych tego rodzaju gadżetów. Tylko nijak ma się to do prawdziwego przebiegu i sensu powstania… Cały artykuł o niczym nie uzasadnionej "rzezi miasta" na łamach tygodnika.