Kampania przedwyborcza na nowo ostro ruszyła z miejsca, tym razem dzięki obawom PiS o utratę wiejskiego elektoratu. To, w którą stronę wychyli się wahadło, w niemałym stopniu zależy od objawienia się prawdziwego przywódcy, za którym bez wahania podążą rolnicy, ich rodziny, pracownicy i sąsiedzi.
Utrzymuje się wzburzenie producentów zbóż, których mocno po kieszeni uderzył ogromny napływ do UE ukraińskiego ziarna – a także ostry spadek cen na rynkach światowych, nieprzewidziany przez eksministra Kowalczyka i rządowych ekspertów. Teraz rolnicy powinni sprzedawać ubiegłoroczne zbiory (które jesienią zmagazynowali w nadziei na większe zyski na przednówku) i spłacać raty kredytów. Dopiero co wysiali zboża jare. Ich konta są puste, a dzisiaj mogą uzyskać tylko ceny poniżej kosztów produkcji. Stanęli więc przed ryzykiem wpadnięcia w pętlę zadłużenia. Trzy dekady temu coś podobnego doprowadziło do powstania Samoobrony i rozpoczęło karierę Andrzeja Leppera.
Marne nastroje na wsi z pewnością odnotowały sondaże, jakie Prawo i Sprawiedliwość oraz rząd (w tym drugim przypadku, notabene, za nasze wspólne pieniądze) zamawia na dużą skalę, by do nich dopasowywać wyborczą taktykę. Rozmiar potencjalnych politycznych strat dla partii władzy musi być olbrzymi, bo jej reakcje są chaotyczne, pośpieszne i generalnie wskazują na panikę. W jednym z najnowszych publicznie dostępnych sondaży (Pollster dla „Super Expressu”) spadek poparcia dla PiS wśród mieszkańców obszarów wiejskich wyniósł prawie 20 punktów procentowych – 38,2 proc., podczas gdy w ostatnich wyborach oddało nań głos 56 proc.
Odzyskanie zaufania tej grupy jest dla partii Jarosława Kaczyńskiego kwestią egzystencjalną: to jeden z głównych zasobów jej wyborców. Dla opozycji to z kolei okazja do przebicia rywala osinowym kołkiem… Cały artykuł na łamach tygodnika.