Zwalczanie czegoś czego nie ma, ma do siebie to, że kończy się sukcesem.Zazwyczaj.
W 2023 r. urzędy pracy obsłużyły 2,5 mln osób. W ostatnim dniu zeszłego roku w wojewódzkich i powiatowych urzędach pracy zatrudnionych było 20 145 osób.
Na jednego urzędnika przypadło więc w ciągu całego roku 124 petentów – średnio jeden na dwa dni. Jeszcze ciekawiej urzędy pracy prezentują się we własnych statystykach.Z nich zaś wynika, że liczba bezrobotnych przypadających na jednego pracownika urzędu pracy wyniosła 39 osób. Ponieważ w roku 2023 było 250 dni pracy, to każdy zatrudniony do pomocy szukającym roboty, mógł takiej osobie poświęcić niemal 6,5 dniówki. Gdyby jednak bezrobocie liczyć tak jak się przyjęło w UE, to na każdego pracownika pośredniaka przypadałoby ledwie 28 bezrobotnych.
Okraszone uśmiechem nic
Publiczne służby zatrudnienia tworzy szesnaście wojewódzkich urzędów pracy, które podlegają marszałkom województw, oraz 340 powiatowych urzędów pracy podlegających starostom. Tak więc walką z bezrobociem w Polsce zajmują się samorządowcy, a nie Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MPRiPS) kierowane przez cudnie uśmiechniętą lewicową ministrę Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk. Resort, który parę miesięcy temu wysmażył projekt nowelizacji ustawy o urzędach pracy. W nim zaś zapisano, że „w wielu urzędach obciążenie dużą liczbą osób nie pozwala na indywidualną pracę z klientem”… Cały artykuł o "niewidzialnym problemie" na łamach tygodnika.