Osoby w sutannie czy habicie zawsze budziły ufność, nie tylko wśród prostych niepiśmiennych mas, ale także wśród ludzi bardziej uczonych.
Podczas gdy prawdziwi zakonnicy naciągali wiernych na poczet Kościoła, przebierańcy zbierali na swoje konto. Ślepą wiarę ludzi we wszystko, co kościelne próbowało wykorzystać wielu spryciarzy.
(…) We wrześniu 1928 r. do łódzkich szpitali zgłaszał się młody zakonnik, proszący o składanie ofiar na rzecz pewnego zakładu wychowawczego. Nie odmawiano mu. Do czasu. Gdy przybył do szpitala św. Józefa przy ulicy Drewnowskiej 75, matka przełożona zażądała dokumentów. „Kwestujący” mocno się zmieszał. Policja powiadomiona telefonicznie ustaliła, iż rzekomym zakonnikiem jest Jan Szemraj, student, słuchacz seminarium nauczycielskiego w Łucku, na stałe zamieszkały w Sandomierzu. Przed Sądem Pokoju tłumaczył się, że pieniądze były mu potrzebne na... naukę.
W październiku 1930 r. w Przemyślu do kancelarii seminarium rzymskokatolickiego zgłosił się człowiek ubrany w sutannę księdza, prosząc o pomoc materialną. Powiedział, że jest bratem Władysławem ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy w Krakowie. Opowiedział, że podczas podróży został okradziony z gotówki i bagażu. Ulotnił się, kiedy rektor seminarium zadzwonił do Krakowa, gdzie o takim zakonniku nie słyszeli…Miesiąc później na terenie Śląska Cieszyńskiego pojawił się „zakonnik”, który zbierał na cele dobroczynne. Przebywał nawet w klasztorze zakonu bonifratrów. Tam okradł niejakiego ks. Lewkowicza, po czym zbiegł. Widziano go następnie w Łodzi, Warszawie, Lwowie i Krakowie. Zatrzymany został dopiero w Katowicach. „Zakonnikiem” okazał się od dawna poszukiwany złodziej Stanisław Hołda. Podczas przesłuchania pochwalił się, że w Warszawie… odprawiał nabożeństwa i udzielał sakramentów świętych.
Od stycznia do marca 1932 r. datki w Kobryniu, Opocznie, Kutnie i Skierniewicach zbiera pewien „franciszkanin”. Był nim Waldemar Walenty Rzymek, posługujący się fałszywą księgą kwestarską i podrobioną legitymacją. Tłumaczył się, że papiery na cudze nazwisko wystawiły mu władze zakonne, którym oddawał zebrane pieniądze. Śledczy uznali jednak, że podrobił je sam, a pieniądze gromadził dla siebie… Cały tekst na łamach tygodnika.