Wydarzenia w Afganistanie uzmysłowiły światu nie tylko to, że król jest nagi, lecz że w ogóle nie jest królem. Uświadomiły to także samemu królowi, który żyje iluzjami i manią wielkości.
Teraz klasa polityczna USA, w zależności od politycznej tożsamości wskazująca różnych winnych tego, co się stało, zgodnie i wspólnie tarza się w bezsilnym upokorzeniu.Jest ono rezultatem amerykańskiej arogancji, jak wskazują to coraz częściej analitycy i eksperci.
Stymulowała ona iluzję, że na gruzach kraju, który nie był nawet państwem, lecz niespójną mozaiką etniczną i plemienną, fanatyczną, skorumpowaną, spauperyzowaną, intelektualnie w powijakach – da się zbudować demokrację w stylu i o mentalności zachodniej. W dodatku bez pytania 38 mln Afgańczyków o zdanie. Amerykanie potrzebowali 20 lat, by zdać sobie sprawę, że to mrzonki.
(…) A więc Ameryka koszmarnie umoczyła w aspekcie finansowym i prestiżowym.Jej wróg, którego przez 20 lat zwalczała, wygrał w obu wymiarach. Taka jest prawda. Ale, ale… cóż ja wypisuję! Przecież w Ameryce też jest wielki wygrany wojny afgańskiej.Kompleks zbrojeniowy, dysponujący najsilniejszym lobby w Kongresie.Mowa o pięciu korporacjach: Boeing, Raytheon, Lockheed Martin, General Dynamics i Northrop Grumman. Każdy, kto kupił w roku 2001 ich akcje za 10 tys. dol., ma dzisiaj średnio 97 295 dol. Najbardziej obłowili się inwestorzy Lockheeda: 10 tys. przyniosło im 133 559,92, czyli 1 235,6 procent zysku… Cały tekst na łamach tygodnika.