Bazylikę i kilkanaście kościołów wystawiono na sprzedaż, by pokryć koszty odszkodowań dla ofiar księży pedofilów. Sytuacja miała miejsce w Kanadzie, ale nawieść o tym polskim biskupom włosy muszą jeżyć się pod piuskami. Czy i u nas kler będzie musiał wyprzedawać majątek, by spłacać „rozporkowe”?
W ubiegłym roku Kanada znalazła się w centrum uwagi światowej opinii publicznej, po tym jak odkryto setki nieoznaczonych pochówków na terenie dawnej szkoły prowadzonej przez zakonnice. Przypadek z Marieval (prow. Saskatchewan) – jeden z wielu podobnych – wywołał antykościelną lawinę. Protestujący, dopominając się o sprawiedliwość dla indiańskich dzieci katowanych i zaniedbywanych w chrześcijańskich instytucjach, maszerowali i palili świątynie (spłonęło ich 68!). Przez długie dekady opinia publiczna i system sprawiedliwości przymykały oczy na tzw. szkoły rezydencjonalne, w których osadzano przymusowo dzieci pochodzące spośród rdzennych ludów Kanady, aby zrobić z nich dobrych chrześcijan.
Szacuje się, że trafiło tam ok. 150 tys. osób. Ile zmarło, nie wiadomo. Ci, którzy przeżyli, do dziś leczą traumy. Kościół katolicki, który prowadził ok. 60 proc. tych placówek(pozostałymi zarządzały m.in. wspólnoty protestanckie) nie przeprosił, a Franciszek początkowo odrzucił zaproszenie do Kanady, kolejny raz bojąc się spojrzeć wiernym w oczy... Cały tekst na łamach tygodnika.