28 lipca 1993 r. w Warszawie został podpisany Konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską – umowa anachroniczna, szkodliwa dla państwa i obywateli oraz całkowicie zbędna. Przez 32 lata narosło wokół niej wiele mitów, które z okazji tej smutnej rocznicy warto i należy rozwiać.
Konkordat nie jest zwyczajną umową międzypaństwową, gdyż Watykan, dla dodania sobie ponadziemskiego prestiżu, występuje w niej na pierwszym miejscu nie jako jedno z kilkuset państw świata, w dodatku najmniejsze, ale jako Stolica Apostolska. Tylko pozornie nie ma to znaczenia. W rzeczywistości, mimo formalnej równości układających się stron, oznacza, że podpisujący dokument papież reprezentuje katolicką społeczność uniwersalną. Umowa jest więc zawierana nie przez równorzędne i równoprawne podmioty międzynarodowe, ale przez katolików i rzekomo wrogie im, świeckie państwo, które trzeba zmusić do ustępstw dla wiary i wiernych. Przeciwstawienie katolików ich państwu dowodzi kościelnej bezczelności i obłudy, a zgoda na takie ujęcie sprawy – bezdennej głupoty władzy państwowej. Skutki konkordatu przejawiają się zarówno w sferze sacrum, jak i profanum, bo klerowi zawsze chodzi nie tylko o rząd dusz, ale i o pieniądze. Konkordat jest manifestem siły Kościoła kat., a zarazem gwarantuje mu przywileje niemożliwe do likwidacji za pomocą ustawodawstwa krajowego. Jedynym ratunkiem dla państwa i obywatelskiego społeczeństwa jest renegocjacja lub wypowiedzenie (zerwanie) umowy z Watykanem.
W swojej ponad 1000-letniej historii Polska zawarła trzy konkordaty. Pierwszy – wschowski– w 1737 r. był jedynie częściowy i przyznawał polskim królom prawo mianowania 13 opatów komendatoryjnych. Kolejne dwa (10.02.1925 i 28.07.1993) miały charakter całościowy i stanowiły swoiste hołdy lenne wobec obcego państwa – Watykanu. Obydwa dawały Kościołowi kat. i klerowi jednostronne, niczym nieuzasadnione przywileje.Konkordat podpisany 10 lutego 1925 r. w Rzymie obowiązywał formalnie 20 lat. W porównaniu z innymi zawieranymi w tamtym czasie przez Watykan, należał do najbardziej niekorzystnych dla państwa.
Swoistym kuriozum był brak klauzuli stwierdzającej wyraźnie, że uprawnienia Kościoła nie mogą stać w sprzeczności z krajowym porządkiem prawnym. Kościołowi kat. zagwarantowano „swobodną administrację i zarząd sprawami majątkowymi zgodnie z prawami boskimi i prawem kanonicznym”. Konkordat wprowadzał obowiązek nauczania religii w szkołach powszechnych i średnich, dawał wpływ na obsadę nauczycieli religii i nadzór nad moralnością nauczycieli. Na mocy powiązanych z nim zarządzeń państwowych, wprowadzono też przymus praktyk religijnych i obowiązek skorelowania programu wszystkich przedmiotów z nauką religii (sic!). W najważniejszej dla kleru sferze finansowej, biedna Polska zrezygnowała z podatków i wszelkich opłat od kościelnych budynków i urządzeń, służących celom religijnym, a do czasu uregulowania spraw majątkowych Kościoła kat. związanych z utratą jego dóbr na rzecz zaborców zobowiązała się do wypłacania duchownym uposażeń i rent… Cały felieton "Imperatorowej" profesor Joanny Senyszyn na łamach tygodnika.