Siódmego dnia wielkiego aktu tworzenia, po dosyć wyczerpującym procesie budowy nadspodziewanie rozległego wszechświata, Pan Bóg zabrał się do swego sztandarowego dzieła, czyli człowieka.
Trzeba przyznać, że nie wyszło mu to najlepiej. Już nawet własnoręcznie wykonane prototypy trzeba było wygonić z raju, ale później było jeszcze gorzej.
Nieudane twory
Okazało się bowiem, że potomkowie Adama i Ewy szybko pojęli, iż ich krótki pobyt na ziemi wcale nie musi być nudny i zamiast wielbić swego Stwórcę, ochoczo zeszli na drogę grzechu i rozpusty. Tak dalece nie mieli żadnych zahamowań, że zgorszony Pan Bóg nie mógł na to dłużej patrzeć.
Spróbował załatwić sprawę radykalnie i zesłał na nich potop. Szansę dał jedynie Noemu i jego rodzinie, bo wydawało mu się, że to wyjątkowo porządny człowiek. Trochę się nabrał, gdyż Noe okazał się alkoholikiem, a jeden z jego synów nieprzypadkowo miał na imię Cham. Trudno więc się dziwić, że odrodzona ludzkość kolejny raz w szybkim tempie pogrążyła się w rui i porubstwie. Mocno już zdenerwowany Pan Bóg ponownie zastosował drastyczne środki i wykorzystał trzęsienie ziemi oraz deszcz ognisty, które zesłał na szczególnie rozrywkowe miasta, Sodomę i Gomorę. Udało mu się w spektakularny sposób zgładzić prawie wszystkich ich mieszkańców, tyle że też nie przyniosło to większego efektu. Okazało się bowiem, że reszta ludzkości z wielkim zainteresowaniem obejrzała ten spektakl z cyklu „światło i dźwięk”, ale grzeszyć nie przestała.
Kiepski eksperyment
Wówczas Pan Bóg zrozumiał, że siłą nic nie zdziała i może trzeba spróbować po dobroci.Przemyślał sprawę i 2 000 lat temu przysłał na ziemię własnego Syna, Mesjasza, aby swym przykładem i poświęceniem wreszcie skierował ludzkość na drogę cnoty. Efekty tego eksperymentu widoczne są do dzisiaj i nie napawają optymizmem. Mimo ofiary zżycia Jezusa Chrystusa gatunek człowieczy, na czele z ubranymi w sutanny głosicielami
chrześcijańskiej moralności, wciąż znajduje wielkie upodobanie w uprawianiu wszystkich siedmiu grzechów głównych i nagminnie łamie przykazania Dekalogu... Cały artykuł Sławomira Sadowskiego o "współczesnych chrystusikach" na łamach tygodnika.