Już niebawem Andrzej Duda uwolni nas od ciężaru swojej obecności w życiu publicznym. Bez wątpienia był najgorszym, jak dotąd, prezydentem Rzeczypospolitej. Żegna się w stylu równie marnym, jak jego obie kadencje.
Nie ukrywam, że mam pretensję do rodaków za jego reelekcję pięć lat temu. W 2015 r.mogli być uwiedzeni, mogli uwierzyć, że to nowe wcielenie Kennedy’ego albo Kwaśniewskiego (zwłaszcza na tle Bronisława Komorowskiego z sarmackim wąsem i kombatanckimi gawędami). Ale po pierwszej kadencji, kiedy było absolutnie jasne, że się do tej roli zupełnie nie nadaje?
Wszyscy nasi prezydenci, z wyjątkiem Aleksandra Kwaśniewskiego, byli albo nijacy, albo kłótliwi. Ale tylko Dudzie udało się obie te cechy połączyć. Był końcówką długopisu bezwłasnej osobowości, ale przy tym odegrał destrukcyjną rolę w wytyczeniu dryfu państwa od demokracji ku miękkiemu autorytaryzmowi. Obciąża go zwłaszcza udział w demontażu niezależności sądownictwa i stworzeniu chaosu w tej materii, który nam zostawia w spadku. Szczerze, spodziewałem się, że po zakończeniu jego kadencji w świecie polityki pojawi się refleksja o potrzebie przeformułowania ustrojowej pozycji głowy państwa – na rzecz jej osłabienia, marginalizacji. Teraz sądzę jednak, że ta myśl zakiełkuje dopiero po prezydenturze Karola Nawrockiego. Duda – podobnie jak Komorowski i Lech Kaczyński – był świadectwem zbędności „najwyższego przedstawiciela” RP z silnym społecznym mandatem wynikającym z powszechnego wyboru. Ich następca będzie dowodem zagrożenia dla demokratycznego charakteru państwa.
Kulawa kaczka
Jak wiadomo, terminem „kulawa kaczka” określa się prezydenta USA od wyboru jego następcy w listopadzie do inauguracji w styczniu kolejnego roku. Formalnie pełni jeszcze urząd ze wszystkimi uprawnieniami, ale zgodnie ze zwyczajem nie podejmuje już żadnych istotnych, a tym bardziej strategicznych, decyzji. Porządkuje sprawy, spotyka się z przywódcami innych państw, z którymi najściślej współpracował i z którymi nawiązał przyjacielskie relacje… Cały artykuł o człowieku, który tak naprawdę nie jest wart naszej pamięci na łamach tygodnika.