Wotum zaufania uzyskane. Teraz przed liderem obozu demokratycznego wyzwanie w postaci przygotowania rządu i koalicji do starcia z narodową i populistyczną prawicą. Po 6 sierpnia – pierwsze potyczki z nowym prezydentem.
Mimo wyjątkowej jednomyślności w głosowaniu nad wotum zaufania – koalicja uzyskała nawet o jeden głos więcej, niż ma posłów – harce mniejszych koalicjantów wciąż trwają.Ministra do spraw równości Katarzyna Kotula (Nowa Lewica), zanim zostanie zredukowana bądź zdegradowana, zdążyła zapowiedzieć poselski projekt ustawy o związkach partnerskich – skoro w rządzie nie zdołała porozumieć się odnośnie jego treści.Jeśli rzeczywiście zostanie złożony, PSL nie odpuści. Kolejna awantura gotowa. Donald Tusk na razie znosi te wybryki. Wpisał też do swojego przemówienia w Sejmie listy tematów suflowane przez Polskę 2050, PSL i Lewicę. Nie są to zresztą długie katalogi ani kwestie ruszające z posad polską politykę. Ukłon premiera w stronę partnerów nie był więc zbyt bolesny. Trudniejsze będzie przeprowadzenie rekonstrukcji gabinetu, bo tu już trzeba będzie naruszyć różnorakie interesy polityczne i personalne.
Karol Nawrocki – w euforii, upojony, chyba jednak niespodziewanym, zwycięstwem – w oczekiwaniu na oficjalną inaugurację wygłasza buńczuczne zapowiedzi. Pewnie irytuje tym premiera, a już bez wątpienia wprowadza w stan niepokoju polityków obozu rządzącego.Prawda jednak jest taka, że realne narzędzia władzy są w ich rękach, nie prezydenckich.Trzeba będzie wziąć jakąś poprawkę na prawdopodobne zachowania „dużego Pałacu”, ale nie ma co kierować się strachem. Co nie oznacza, że do nowej sytuacji nie należy się dobrze przygotować. Zakładam, że Tusk – doświadczony polityk, twardy gracz – wie już, w jaki sposób. Głośno tego jeszcze nie mówi, bo na wszystko przychodzi właściwy czas.
Czeka, aż skruszeją
Jeśli koalicjanci nie zrozumieją, że muszą maszerować wspólnie jednym tempem, już po nich. Za dwa lata i pięć miesięcy oddadzą rządy w ręce następców ze skrajnej prawicy i raczej będzie to pożegnanie nieodwracalne. Dla nich konkretnie, indywidualnie; czy dla nas, obywateli – zobaczymy. Może w końcu Jarosław Kaczyński zrobi Budapeszt w Warszawie, czyli stworzy system praktycznie niepozwalający na alterację władzy. Będzie to zresztą prezent dla narodowców i faszystów, bo sam prezes PiS będzie się już wówczas zbliżał do osiemdziesiątki, a przy tym wygląda na kogoś w kondycji gorszej od Joe Bidena… Cały artykuł Jakuba Jabłońskiego o "walce dobra ze złem" na łamach tygodnika.