Tajemnica zamachu na papieża
Dariusz Cychol, Krzysztof Lubczyński: Jednym z pana zadań było monitorowanie poziomu bezpieczeństwa Jana Pawła II i zwracanie uwagi na niedociągnięcia w tym zakresie? Dlaczego bezpieczeństwo papieża było tak ważne dla wywiadu PRL?
Tomasz Turowski: Ależ nie tylko dla służb PRL. Wypada jasno podkreślić, że choć bezpieczeństwo papieża było dla naszych służb niezmiernie ważne, to jednak do zamachu doszło. Chcę powiedzieć, że ze swej strony starałem się zwrócić uwagę na luki, szczeliny w systemie bezpieczeństwa papieża. Przywołam pewien przykład. W kolegium jezuickim
jadaliśmy wszyscy, pracownicy radia Watykan, wspólnie w refektarzu w Domu Pisarzy. Bywał z nami przy stole odpowiedzialny za bezpieczeństwo podróży papieża, wspomniany już ojciec Tucci. Niektórzy z moich kolegów przypisali mi lizusostwo w stosunku do niego, bo kiedy siadałem przy długim stole jadalnym, starałem się siąść jak najbliżej Tucciego. A wtedy mówiłem do niego głośno, tak by koledzy słyszeli, że byłem dziś w Watykanie.„I co?” – pytał. „Widzę na przykład windę na dziedzińcu prowadzącą do apartamentów papieża, śpiącego żandarma na wartowni i zamek typu Yale blokujący wspomnianą windę, który ja mógłbym otworzyć agrafką, a specjalista w ciągu dwóch sekund” – mówiłem. Inny przykład. „Idę wieżą świętego Mikołaja do wejścia do windy do apartamentów papieskich, spiralnymi schodami, gdzie nie ma nawet jednej kamery przemysłowej. Wchodzę do Watykanu przez Porta Santa Anna, wkładam koloratkę, a gwardziści szwajcarscy salutują mi, stukają halabardami i nawet nie pytają o dokumenty” – opowiadałem.Powiedziałem wtedy głośno, przy stole, że to skandal. Tucci w reakcji na to „strzygł uszami”... Cała rozmowa na łamach tygodnika.