– Żeby można było wykonać karę śmierci, skazany musi być zdrowy. Na granicy jest tak samo. Uchodźcę się przebiera, karmi, leczy. Tylko po to, żeby straż mogła go wypchnąć na Białoruś. To właściwie oznacza skazanie na śmierć. Tyle że on nie jest niczemu winny – mówi Kamil Syller, pomysłodawca zielonego światła, oznaczającego miejsce, gdzie uchodźcy mogą znaleźć pomoc.
Tysiące migrantów na wysokości Kuźnicy Białostockiej. W lasach, tuż za płotami mieszkańców podlaskich wsi, każdego dnia umierają ludzie.
– Coraz częściej dostajemy informacje o pojedynczych osobach w lesie. Wcześniej tego nie było… To głównie starcy i kobiety – najsłabsze ogniwa. Ostatnio była też informacja o samotnym dziecku. Po kilku push-backach rodzice są w takiej desperacji, że decydują się podejść do wsi i puścić dziecko samo. Takiego dziecka nie można cofnąć. Trafia więc do ośrodka… To wybór między życiem a śmiercią. Jako rodzic nawet nie mogę sobie tego wyobrazić – mówi Małgorzata (imię zmienione) i patrzy na swoją córkę, bawiącą się przed domem.
Małgosia mieszka poza strefą stanu wyjątkowego, ale pracuje na terenie strefy, dlatego może wchodzić do lasu. I wchodzi. Jak mówi, ta decyzja została podjęta „za nią”.
Ludzie z lasu
– Przychodzi „pinezka” (dane lokalizacyjne – przyp. red.) i lista potrzebnych rzeczy.Pakujemy plecaki: wodę, ciepłe ciuchy, jedzenie, powerbanki, telefony i ruszamy do lasu.Musimy uważać, bo wszędzie patrole. Mogą za nami iść i przez nas dotrzeć do uchodźców. Podwozi nas samochód. Zwykle trzy, cztery osoby, zależy od sytuacji.Błyskawicznie wyskakujemy. Docieramy do grupy. Tym razem osiemnaście osób, pełen przekrój: kobiety, mężczyźni, dzieci i starcy. Leżą na ziemi, niektórzy nawet nie reagują na naszą obecność. Wyglądają jak zombi. Push-back przeszli już osiem razy... Cały tekst na łamach tygodnika.