Przed nami okres chaosu. Za mniej więcej sześć miesięcy okaże się, czy wyłoni się z niego coś dobrego.
Polska polityka będzie oczywiście koncentrować się wokół kampanii przed majowymi wyborami prezydenckimi. Najważniejsze jest pytanie, czy od 6 sierpnia, kiedy to skończy się kadencja Andrzeja Dudy, sprawy ostro ruszą z miejsca.
W nowy rok wchodzimy z poczuciem niepewności związanym z oczekiwaniem na przejęcie władzy w Waszyngtonie przez Donalda Trumpa. Formalnie stanie się to 20 stycznia, ale faktycznie 45&47 prezydent (sprawuje urząd dwukrotnie z przerwą po przegranych wyborach w 2020 r.) od listopada ubiegłego roku rządzi w najlepsze. Samymi zapowiedziami – zazwyczaj w stylu wróżb delfickich – porządkuje świat na nowo: wojny handlowe z Chinami, Kanadą, Meksykiem i UE, nowy układ sił na Bliskim Wschodzie.
Ukraina: dwaj nieprzewidywalni macho
Nas najbardziej interesuje los wojny w Ukrainie. Wielu komentatorów wyraża opinię, że kampanijne zapowiedzi Trumpa o szybkim doprowadzeniu do rozejmu de facto na warunkach Rosji, wcale nie muszą stać się rzeczywistością. Osiem lat temu też mieli takie nadzieje i okazały się one płonne. Czemu teraz miałoby być inaczej? Jeśli Trump się zmienił, to tylko w stronę jeszcze większej pyszałkowatości i zadufania.
Nie jest jasne, czy przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych już rozmawiał z obecnym przywódcą na Kremlu. Jeśli tak, to pierwsza oferta pokojowa chyba została odrzucona.Putin mnoży żądania, dobrze mu idzie na froncie, przestawił gospodarkę na tory wojenne, nie ma kłopotu z ochotnikami, którym płaci relatywnie duże pieniądze. Jednak to w jego interesie byłoby zawieszenie broni, dzięki któremu uzupełniłby zapasy i lepiej zorganizował armię przed ostateczną rozprawą z czterokrotnie mniejszym sąsiadem. Pod warunkiem jednak, że zdjęte zostałyby sankcje. Domaga się też odsunięcia od granic Rosji infrastruktury NATO, np. jednostek rozmieszczonych w Polsce i krajach bałtyckich. Licytuje wysoko, gra va banque.
Prezydent Zełenski liczy, że Putin przeciągnie strunę, a wtedy nieobliczalny Trump, urażony, nie tylko nie ograniczy wojskowej pomocy dla Ukrainy, ale ją wręcz zwiększy.Inaczej mówiąc, że stanie po jego stronie. To jednak byłoby sprzeczne z hasłem America first. Koncerny zbrojeniowe z USA chętnie nadal wysyłałyby swoje produkty nad Dniepr, ale wątpliwe, aby nowa administracja wciąż chciała pokrywać tego koszty... Cały artykuł o "koszmarnym" 2025 roku na łamach tygodnika.