Dobrze stało się, że prezydent Duda poleciał do USA na ważne rozmowy z prezydentem Trumpem. Nieważne, gdzie w końcu do debaty obu prezydentów doszło. Nieistotne też czy rozmawiali tylko osiem minut, czy aż osiem i pół minuty.
Pan prezydent Duda już za pięć miesięcy kończy swe prezydentowanie. Spakuje polityczne walizki i może nawet na zawsze pożegna świat wielkiej polityki. Wie o tym administracja USA. Zna też osobowość i dotychczasowe poglądy prezydenta Dudy na temat wojny w Ukrainie. Zatem tamtych osiem minut rozmowy w zupełności wystarczyło na potwierdzenie i deklarację, że przez następnych pięć miesięcy ten prezydent RP nie zamierza ich zmienić. Zwłaszcza że następne godziny prezydent RP spędził na widowni gromko oklaskując wystąpienie amerykańskiego prezydenta.
To znakomicie ilustrowało obecny poziom relacji Polska – USA.
Żegnaj Wersalu
Prezydent Trump zszokował światowe media swoim transakcyjnym stylem uprawiania polityki. Kupieckim, szorstkim, czasem agresywnym językiem wniesionym na salony międzynarodowej polityki.
Jego poprzednik Joe Biden zwykł przemawiać jako „przywódca wolnego świata” i „demokratycznego Zachodu”. Każdą swą decyzję, zwłaszcza te drastyczne, starannie opakowywał deklaracjami o konieczności poszanowania zasad zachodniej wolności, praw człowieka i demokratycznych wyborów władz. Dodawał też zawsze potrzebę walki demokratycznego Zachodu ze światowymi Osiami Zła. Powstrzymywania dyktatur, zwłaszcza tych agresywnych.
Oczywiście nie przeszkadzało to administracji USA w pielęgnowaniu przyjaznych relacji z reżimami jawnie łamiących te „demokratyczne” i „pokojowe” wartości. Choćby z autorytarną, teokratyczną Arabią Saudyjską, z agresywnym Izraelem. Bo waszyngtońscy „Przywódcy wolnego świata” zawsze stosowali podwójne standardy ocen. Surowo cenzurowali przeciwników politycznych, zaś sojusznicy USA zwykle mieli prawo do nieortodoksyjnego traktowania praw człowieka i demokracji... Cały felieton redaktora Piotra Gadzinowskiego na łamach tygodnika.