Pani Aniela uśmiecha się z okładek, udziela wywiadów i sieje dobre wieści z religijnego życia od kuchni. Do tego kusi, mówiąc że jej życie to pasmo uciech; wszak gotowała dla samego Karola Wojtyły.
No i jak tu nie wstąpić do klasztoru? „Anielskie babeczki. Klasztorne specjały”, „Anielska kuchnia siostry Anieli”. W ofercie wydawniczej jest jeszcze kuchnia jarska i klasztorna. Do tego w „gratisie” miła Pani, która opowiada, jak to wspaniale być zakonnicą. Okazuje się, że w życiu klasztornym człowiek spełnia się jak w każdym innym: ma obowiązki, ma możliwość opieki nad innymi itd. No, same cuda.
Gorzkie nadzienie
W cudownej kampanii anielskiego jedzenia nie ma ani słowa o przemocy stosowanej wobec zakonnic. Wszystko zamiecione pod dywan. Tymczasem zakonnice to w Kościele grupa najbardziej bezbronna. Oczywiście zaraz po gwałconych ministrantach. Poddane indoktrynacji kobiety wstępujące do zakonów tracą majątki, zdrowie, swoją podmiotowość.
Zakonnice nie mają żadnych praw, całkowicie podległe przełożonym służą do niewolniczej pracy – obsługi kleru. O gwałtach na zakonnicach, o przetrzymywaniu niepokornych, zmuszaniu do upokarzających praktyk i prac mówi się zdecydowanie za mało.
Słowa byłych sióstr, takich jak Mary Johnson ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości Matki Teresy z Kalkuty, pokazują to, co jest skrywane pod świętymi pączkami i lukrem ckliwości. Zmuszanie do niewolniczej pracy, zakaz jakiegokolwiek dbania o siebie, zakaz przyjaźni między sobą, zakaz opuszczania zgromadzenia, niemożność rezygnacji z posługi, niedożywienie, przemoc. To tyko niektóre elementy „posługi” przypominającej obóz pracy, a nie działalność misyjną świętej kat. Kościoła. Matka Teresa z Kalkuty ma na swoim koncie zarówno manipulacje, jak i malwersacje finansowe, przyczynienie się do cierpienia i śmierci swoich podopiecznych, których po prostu nie leczyła, choć miała na ten cel pieniądze... Cały felieton profesor Joanny Hańderek na łamach tygodnika.