O tym, że Kościół katolicki przedkłada własne dobro nad cierpienie Ukraińców i z rozmysłem powtarza błędy z II wojny światowej, mówi prof. Arkadiusz Stempin.
„Katarzyna Wilk-Wojtczak: Władze watykańskie mają problem, by zaapelować do Putina o koniec bombardowań. Dlaczego?
Prof. Arkadiusz Stempin: Powody są przynajmniej dwa. Pierwszy wynika z indywidualnych przekonań papieża Franciszka. Długo w Kościele obowiązywało pojęcie„wojny sprawiedliwej”. W myśl tej kościelnej doktryny Ukraina broni się przed agresorem, czyli prowadzi wojnę w obronie konieczności własnej. Jednak Franciszek w ostatniej encyklice „Fratelli tutti” właściwie zdjął to pojęcie z agendy. W jego przekonaniu, nie ma dobrych wojen, wojen sprawiedliwych. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla walk, dla zabijania. Sądzę, że on, jako hiper wrażliwy człowiek z socjalizacją południowoamerykańską – w której skwierczy bieda, miasta są pełne slumsów i cierpienia– nie może się zgodzić, by takie pojęcie funkcjonowało. Trudno odmówić mu racji.Ludobójstwo, jakie odbywa się w Ukrainie jest niewątpliwie. Czy w takim razie istnieją słuszne racje polityczne i moralne, które potrafią usprawiedliwić ten ocean cierpienia?Franciszek z tą swoją hiper wrażliwością mówi: „Nie”.
Drugi powód to racja stanu Kościoła, która z cierpieniem ludzi nie ma nic wspólnego.Polega ona na tym, że Kk w konfliktach stara się być neutralny i występować z roszczeniami arbitrażowymi. Tak było w czasie pierwszej i drugiej wojny światowej. Wczasie drugiej ta postawa przyniosła papieżowi Piusowi XII ogromną krytykę. Papież rościł sobie pretensję do arbitrażu światowego. Wtedy walczyli między sobą chrześcijanie, stąd ten drang papieża do zakończenia konfliktu. Faktycznie, Watykan w tej politycznej grze pełnił rolę mediatora między koalicją antyhitlerowską a Hitlerem. Taką samą postawę Watykan przyjmuje teraz… Cały tekst na łamach tygodnika.