25 listopada, jak co roku, ruszyła kampania przeciwko przemocy ze względu na płeć.Skończy się symbolicznie 10 grudnia, w rocznicę uchwalenia przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w 1948 r. Powszechnej deklaracji praw człowieka.
W XXI wieku, w czasach kiedy prawa człowieka, prawa kobiet, dzieci, pracownicze rozwinięte są na wielu poziomach, w czasach, kiedy niewolnictwo zostało zdelegalizowane, a wojna i przemoc uznane za zło – ciągle potrzebujemy mówić o przemocy ze względu na płeć.
(…) Kościół katolicki miejsce kobiet zabetonował, wypychając kobietę ze sfery obywatelskiej, równych praw i możliwości względem mężczyzny. „Nowy feminizm” Jana Pawła II docisnął tylko i tak zatrzaśnięte drzwi, a słowa o tym, że kobieta najbardziej się realizuje w służbie rodziny podkreśliły rolę kobiety jako robota domowego z funkcją sprzątania, gotowania, kopulowania, rodzenia i wychowywania dzieci. A jak się coś kobiecie nie podoba, to przenajświętszy papież (jaki Kościół, tacy i jego święci) podkreślał, że nadrzędna jest rodzina, a nie jednostka. A więc co tam, że mąż latami znęca się nad kobietą. Ona jest do roboty, a jak się jej funkcje przydatności zacinają, to już ją dobry spowiednik przywoła do porządku: „nieś swój krzyż”.
Przemocy nie pokonamy dopóki nie rozprawimy się ze źródłem, a korzenie przemocowego myślenia tkwią w katolickich założeniach, że prawdziwy człowiek to mężczyzna (najlepiej w czarnej sukience). Trzymanie się w katolicyzmie przestarzałych „prawd” o kobietach stwarza wysoki i gruby mur, przez który trudno się przebić… cały tekst na łamach tygodnika.