Na przełomie lat 1959/1960 Moskwa, Związek Radziecki i prawdopodobnie cały świat, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, znalazły się na krawędzi katastrofy.
W przeddzień Bożego Narodzenia, ukochanych świąt milionów ludzi, groziło wszystkim śmiertelne niebezpieczeństwo – epidemia czarnej ospy. W ciągu kilku miesięcy Moskwa mogła się wyludnić co najmniej o połowę mieszkańców.
Podróż po śmierć
Moskwa zamknęła wszystkie granice. Samoloty zawracały na lotnisko, z którego wystartowały. W radiu życzliwym tonem zalecano mieszkańcom Moskwy, żeby zostali w domu z powodu zagrożenia nowym wirusem grypy. Sugerowano, żeby tymczasowo powstrzymać się od udziału w wydarzeniach publicznych i przełożyć wizyty towarzyskie.Nie było paniki. Wszyscy odbierali apel „sympatycznego” spikera radiowego jako dobrą radę troskliwego przyjaciela. Ale po kolei…
Pod wieczór 23 grudnia 1959 r. w stolicy na lotnisku Wnukowo wylądował samolot Delhi –Moskwa. Wyszedł z niego dobrze ubrany obywatel w średnim wieku. Zamówił taksówkę, ale nie pojechał do swojej rodziny, tylko do kochanki. Artysta Aleksiej Kokoriekin, plakacista, dwukrotny laureat Nagrody Stalina, wrócił z tajemniczej wówczas, twórczej podróży do Indii. Przestraszył się szczepień, które były wówczas obowiązkowe dla osób udających się do krajów egzotycznych, więc znajomy lekarz wypisał mu zaświadczenie o szczepieniu.
W ostatnim dniu pobytu w Indiach artysta Kokoriekin został zaproszony do „miasta śmierci” Waranasi, by zobaczyć kremację słynnego indyjskiego bramina nad brzegiem Gangesu. Kokoriekin zgodził się z radością. Sfotografował tajemniczy rytuał. Wykonał szkice z natury. Radzieckiemu gościowi wręczono ręcznie tkany dywan bramiński, który po powrocie podarował ukochanej kobiecie... Cały tekst na łamach tygodnika.