Czy można wierzyć w Boga i kosmitów jednocześnie? Są tacy, którzy nie widzą w tym sprzeczności, zachwycając się filmami science fiction i chodząc do kościoła.
Dysonans jest jednak wyraźny. Żaden z astronautów, dryfujących w przestrzeni nie spotkał istoty boskiej, natomiast różne potworne stworzenia i wynaturzone urządzenia są w tych filmach na porządku dziennym. Można więc pokusić się o przypuszczenie, graniczące
z pewnością, że filmy fantastyczno-naukowe to potężny, ceniony i lubiany gatunek ateistyczny.
W 1902 r., gdy kino było jeszcze bardzo młode, bo miało zaledwie siedem lat, Francuz Georges Méliès zrobił „Podróż na Księżyc”. To pierwszy w historii film science fiction.Opowiada o podróży na Księżyc grupy badaczy. Ich statek kosmiczny, który przypomina ogromny pocisk, wbija się w księżycową twarz. Podróż w stronę nieba nie sprawia, że naukowcy spotykają się z boską istotą. Są tam za to niespecjalnie przyjaźnie nastawieni do najeźdźców Selenici.
Méliès napisał scenariusz filmu inspirując się powieściami „Z Ziemi na Księżyc” Juliusza Verne oraz „Pierwsi ludzie na księżycu” H.G. Wellsa. W jednej i w drugiej trudno dopatrywać się pierwiastka boskości... Wells wielokrotnie powtarzał, że odrzuca ideę jakiegokolwiek boga jako kreatora świata. Wierzył natomiast w odwagę człowieka i młodość. Ciekawie sprawa wygląda z Juliuszem Verne. Nie ulega wątpliwości, że pisarz był zafascynowany postępem technicznym i nauką, a nie religią. Ponieważ jednak odniósł wielki sukces, postanowiono przyjrzeć się jego życiorysowi i wyciągnąć z niego wątki dotyczące wiary. Podstawowym argumentem na to, że Verne wierzył w Boga, jest więc fakt, że urodził się i wychował w rodzinie rzymskich katolików. To jednak chyba zbyt mało… Cały tekst na łamach tygodnika.