„Jeżeli rozmawiasz z drugim człowiekiem w języku który rozumie – to co mówisz przemawia do jego głowy. Jeżeli rozmawiasz z nim w jego ojczystym języku, trafiasz prosto do jego serca”. Nelson Mandela
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, bo nie chodzi o pieniądze, zapewne chodzi o politykę.
Przed trzema laty, w połowie 2022 r, a więc już po rozpoczęciu wojny rosyjsko-ukraińskiej, po Polsce przetoczyła się dyskusja o niezdrowych wartościach, ukrytych ponoć w największych rosyjskich dziełach literackich. Inicjatorką sporu była ukraińska publicystka Oksana Zabużko. Postawiła ona tezę, że rosyjscy autorzy dzieł stanowiących od 100 lat światową spuściznę literacką pisali przesiąknięci duchem kolonializmu i imperializmu.
Ponoć to ich popularność pomogła W. Putinowi zająć Krym, a potem rozpocząć trwającą już czwarty rok wojnę. Dostało się Tołstojowi, Dostojewskiemu, Turgieniewowi, Czechowowi, a nawet laureatowi literackiej Nagrody Nobla Aleksandrowi Sołżenicynowi.W gronie wyklętych znaleźli się też dysydent Brodski, a nawet urodzony w Kijowie Bułhakow; bo ponoć nie lubili Ukrainy. Dlaczego nie lubili, nie wyjaśniła. „Ofensywa Putina 24 lutego była, nie da się ukryć, czystą dostojewszczyzną”. „Czas spojrzeć na literaturę rosyjską nowymi oczami, wszak w dużej mierze to ona utkała siatkę maskującą dla rosyjskich czołgów”; „Jeśli zaakceptujesz tezę Tołstoja, gratulacje. Jesteś gotów na przybycie rosyjskich wojsk” – twierdziła O. Zabużko.
Tezy te uważam za prowokacyjne. I tylko tyle. Równie dobrze mógłbym stwierdzić, że poezje Tarasa Szewczenki, uważanego za ojca współczesnego języka ukraińskiego, odegrały wielką rolę w budowie ukraińskiej tożsamości narodowej; bez nich nie byłoby OUN, UPA i mordów popełnionych na Polakach zamieszkujących Wołyń i Małopolskę Wschodnią... Cały felieton redaktora naczelnego Faktów po Mitach Dariusza Cychola na łamach tygodnika.