Niedoszły dyktator, któremu władza trzykrotnie wyślizgnęła się z rąk, kreśli obraz Polski jako kraju stojącego u krawędzi wojny domowej i na skraju upadku. U części ludzi, nie tylko wiernych stronników PiS, wywołuje to niepokój. Tymczasem nic złego się nie dzieje: demokratyczne państwo odzyskuje zawłaszczone przez populistów obszary i narzędzia do rządzenia krajem.
Trudno powiedzieć czy Jarosław Kaczyński wierzy w to, co ostatnio mówi, czy też swoją analizę traktuje li tylko cynicznie, jako sposób utrzymania możliwie dużej części elektoratu Prawa i Sprawiedliwości w stanie wzmożenia. Snuje opowieści o trwającym w Polsce zamachu stanu, torturach więźniów politycznych (czyli eksministrów Kamińskiego i Wąsika skazanych prawomocnym wyrokiem sądu za nadużycie władzy) w stylu Gestapo, porównuje wymiar sprawiedliwości do sądów stalinowskich itd., itp.
Raczej podejrzewam to pierwsze wytłumaczenie, choć oznaczałoby ono, że lider największej partii politycznej w dużym kraju zachodniej Europy stracił kontakt z rzeczywistością. Jeśli jednak cała ta narracja miałaby mieć na celu realny efekt polityczny – utrzymanie spoistości partii, podtrzymanie przywództwa samego Kaczyńskiego, zwycięstwo w nadchodzących wyborach samorządowych i europejskich – świadczyłoby too całkowitym zaniku instynktu politycznego „Prezesa”. Takie komunikaty mogą bezkrytycznie przyjąć wyłącznie najbardziej zatwardziali wyznawcy – a to pewnie kilka, kilkanaście procent wyborców. Tzw. cyniczny elektorat odpłynie prędzej niż później, a zasób sympatyków obojętnych, nieinteresujących się nadmiernie życiem publicznym będzie topniał stopniowo, lecz konsekwentnie. Część działaczy PiS przez jakiś czas, choć z niesmakiem, będzie intelektualne ekscesy ich wodza tolerować; dopóki nie stwierdzi, że realnie zagrażają one ich interesom…. Cały artykuł na łamach tygodnika.