Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem.
Tak przysięgał Andrzej Duda, gdy zostawał prezydentem. A teraz mnóstwo polityków i sędziów uważa, że facet powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Choć przecież literalnie przysięgi prezydenckiej nie złamał. Bo czy było w rocie ślubowania choć słowo o tym, że nie można odmówić zaprzysiężenia wybranych zgodnie z prawem sędziów Trybunału Konstytucyjnego? Albo, że nie można powołać do tegoż Trybunału innych sędziów, którzy zostali nieprawidłowo wybrani przez Sejm? Nieprawidłowo, bona podstawie ustawy podważonej wcześniej przez tenże sam Trybunał Konstytucyjny. Dublerów znaczy. No właśnie – o niczym takim w przysiędze nie było.
Tak samo jak o niewprowadzaniu do polskiego porządku prawnego całkiem nowej instytucji – abolicji indywidualnej. Takiej, którą zastosował wobec Kamińskiego i Wąsika. Prezydentowi, co prawda, wolno ułaskawiać kogo i jak chce, ale ułaskawia się skazanych prawomocnie. Tymczasem obaj panowie byli w ciągu apelacyjnym. Więc to, co zrobił Andrzej Duda w stosunku do nich, nie jest ułaskawieniem, ale abolicją. Znaczy stwierdzeniem, że za dany czyn nie będzie się ścigało, co więcej nie będzie się wszczynało postępowania, nawet jeśli formalnie ktoś popełnił przestępstwo. Abolicja dotyczy bowiem tych, którzy jeszcze nie zostali skazani, ale którym postawiono zarzut albo wszystko wskazuje, że w najbliższym czasie zostanie on postawiony. Czyli Duda złamał prawo? Ale o prawie, w ślubowaniu przecież nie wspominał… Cały artykuł na łamach tygodnika.