Będzie padać, grzmieć i silnie wiać. W polityce właśnie rozpoczyna się kolejny intensywny okres.
Przed nami wybory prezydenckie, poprzedzająca je kampania i poprzedzające ją przymiarki przedkampanijne. Trwający od roku maraton wyborczy – elekcja Sejmu i Senatu, władz samorządowych w dwóch turach oraz posłów do Parlamentu Europejskiego – wyssał z nas energię. Tym bardziej, że od 15 października przeżywamy też większe lub mniejsze rozczarowania. A tu trzeba jeszcze raz zerwać się do lotu. Bez zmiany przynależności politycznej gospodarza pałacu przy Krakowskim Przedmieściu 48/50 polskie sprawy nie ruszą do przodu.
W maju przyszłego roku, po ogłoszeniu wyniku głosowania, na dłuższy czas utrwali się układ sił na polskiej scenie politycznej. Albo obóz demokratyczny zdobędzie pełną legitymację do dokończenia zmian (ale wtedy nie będzie już mógł zasłaniać się żadnymi okolicznościami), albo Prawo i Sprawiedliwość, utrzyma swoją pozycję (nawet jeśli jego kandydat ostatecznie nie wprowadzi się do wspomnianego warszawskiego zabytku).
Chodzi więc nie tylko o indywidualne zwycięstwo, ale i o uzyskane procenty. W pierwszym wspomnianym scenariuszu prawdopodobnie nasilą się ruchy odśrodkowe w gronie Zjednoczonej Prawicy, w efekcie których stanie się jeszcze mniej zjednoczona. Albo niezjednoczona w ogóle. W drugim – populizm będzie nadal zatruwać życie publiczne, a groźba powrotu autokracji będzie się utrzymywać... Cały artykuł o tym "co tam Panie w polityce" na łamach tygodnika.