Władimir Putin rozciągnął zasłonę między dwiema częściami świata. Podobną jak ta sprzed 75 lat.
Rozmiar pomyłki prezydenta Rosji zostanie zapisany na kartach historii. Miał być blitzkrieg przyspieszający proces odbudowy Imperium, zaś on sam miał przejść do historii jako nowe wcielenie Piotra I i Katarzyny Wielkiej w jednym. Naród ukraiński miał nie istnieć, struktury państwowe miały być zdemoralizowane, siły zbrojne słabe, a Zachód niezdolny do zdecydowanego działania. Dramatycznie pomylił się we wszystkich tych założeniach.Padł mit o super sprawnej i nowoczesnej armii rosyjskiej. Okazało się, że mimo Iskanderów, broni hipersonicznej oraz bomb termobarycznych, mimo słynnych hakerów powiązanych z Kremlem – to wciąż wojsko z XX, nie XXI wieku. W kampanii nad Dnieprem zaprezentowało się wręcz niczym pułki monarchii austro-węgierskiej z czasów Szwejka.
Oczywiście nec Hercules contra plures (łac. tł.: i Herkules nie pomoże, jeśli ludzi morze –przyp. red.). Pancerne zagony oraz masa rekrutów, nawet słabo wyszkolonych i zdezorientowanych, mogłyby zadusić każdego. Im ślamazarniej jednak toczyła się operacja w jej pierwszym etapie, tym trudniejsze stawało się odzyskanie inicjatywy. Ukraina nie tylko czerpała siłę z sukcesów na froncie, umacniało się morale obrońców, ale też jest w istotnym stopniu dozbrajana przez Unię Europejską i NATO. To już nie są tylko obśmiewane hełmy, ale i broń przeciwpancerna, przeciwlotnicza, a nawet myśliwce i samoloty szturmowe… Cały tekst na łamach tygodnika.