Błogosławione łono, co na świat wydało Jezusa! Błogosławione, mimo że sam Jezus nie palił się do jego wywyższenia.
Miał mówić (według ewangelii św. Łukasza), że błogosławieni są ci, którzy w niego wierzą.Ale tak to jest, że jak ktoś wymyśli fajny slogan reklamowy, potrafi się on przyjąć i żyć własnym życiem. Ktoś więc palnął coś o „błogosławionym łonie” i się zaczęło… W VI wieku tak się rozpędzono, że zaczęto czcić Annę, matkę Marii, czyli babcię Jezusa, bo też miała łono. Kult ten nasilał się i św. Anna stała się bardzo popularna w średniowiecznej Europie. 26 lipca niejeden religiant zanosi modły do Anny, a ściślej, do jej łona.
Zafiksowani
Bo o łono tu chodzi; to ono jest błogosławione. Co prawda w ewangelii św. Łukasza dodane są jeszcze piersi („Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś!” – Łk11: 27-28), ale w dzisiejszym świecie „ssanie piersi” wydaje się trochę… obsceniczne. No więc ostało się łono, w łonie którego zrodziła się swoista fiksacja. Matka, najlepiej matka-Polka, a jeszcze lepiej matka-Polka-katoliczka, musi nie tylko rodzić, ale jeszcze wierzyć w to, że rodząc spełnia swoje powołanie. Została więc sprowadzona roli macicy. Kult św. Anny to zalążek tego myślenia. Zasługą Anny było wszak to, że urodziła, tak samo jak rolą i zasługą Maryi było to, że urodziła.
W ewangeliach Maria i Anna nie mają żadnego znaczenia, Jezus skromnie namawia do uwielbienia siebie mówiąc, że błogosławieni są ci co w niego wierzą; a nie w łono jego mamusi i babci. Dla Jezusa matka nie miała cech „nieziemskich”. Była tylko łonem, którego wydało na świat i tyle. Łono, nawet nie całe jej ciało, ale tylko jego fragment.
Uprzedmiotowienie kobiety leży więc w micie założycielskim chrześcijaństwa… Cały felieton na łamach tygodnika.